04. 05. 2010 E T A P - C Z W A R T Y
JÓZEFÓW - ZAKRZÓW - MAJDANY - WILKÓW - DOBRE - JANOWIEC - KAZIMIERZ - DOLNY
Wreszcie udało mi się "zebrać siły" i zaczynam relację z piątego dnia V MAJÓWKI "NA KUFCIE" 2010" Jak się potem okazało byl to ostatni dzień "mojej" wyprawy, ponieważ warunki atmosferyczne nie pozwolily na dalszą jazdę, chociaż co niektórzy pojechali dalej ale o tym potem.
Jak juz wspominałem w poprzednim poście dzień czwarty zakończylismy w m. Józefow - zmoknieci i zziebnieci suszylismy sie caly wieczór ale za to rano pełni optymizmu zerwalismy się jak zwykle o 5.00, zwykla rańsza krzątanina przy śniadaniu, składaniu "tobołków" - spojrzenie w okno i szok - ZNOWU LEJE. W tym momencie juz autentycznie nie chciało się....nic. Przez chwilę rozwarzaliśmy czy nie przeczekac ze dwie godziny "pod dachem" tego deszczu ale niestety. Jak wspomnialem spanie mielismy na sali gimnastycznej w miejscowej szkole i trzeba bylo się wynosic bo dzieci szykowaly się na zajecia.
W lepszej sytuacji była druga część naszej grupki bo mieli kwatery prywatne i przeczekali ten deszcz a my niestety "na koń" i w drogę. Musze przyznac ze tylko sam start był taki ......nieprzyjemny ale w trakcie humory się poprawily, deszcz na przemian troche przestawal, trochę padal wiecej ale bylismy nieźle "opatuleni" w przeciwdeszczowe ochraniacze, nie było bardzo zimno więc stosunkowo szybko przejechalismy odcinek ok. 36 km i ok. godz. 10.30 byliśmy już przed wjazdem na prom którym przeprawilismy sie przez Wisłę do m. Janowiec co pokazałem na fotkach ponizej.
W Janowcu zwiedzanie rozpoczęlimy od wypicia porannej kawy w "Domu Chleba" gdzie można kupić wypiekany na miejscu chleb, znajduje sie kawiarnia i restauracja, wszystko w regionalnym stylu.
Najedzeni i pokrzepieni duchowo udalimy się zmniejszoną grupką zobaczyc ruiny zamku Firlejów które moim skromnym skromnym zdaniem zrobiły na mnie większe wrażenie niz ruiny w Ujeździe.
Z Janowca spowrotem na prom ( przejazd całe 5 PLN ) i do Kazimierza Dolnego czyli celu naszej dzisiejszej wyprawy. Udalismy się najpierw na kwatere która znajdowała sie na ul. Góry i autentycznie była na górze na którą wspielismy sie z dosyć duzym trudem, rozpakowanie bagazy i juz bez rowerów spacerkiem na zwiedzanie tego sympatycznego miasta. Ponizej postaram się zamiescic kilka fotek jednak nie oddadza one tego co naprawde mozna zobaczyć - po prostu trzeba tutaj być. Jedna ze znajomych stwierdziła, ze wrecz jest zakochana w tym miescie i to jest prawda bo ja chyba też. Pozdrawiam.
Obiecałem sobie ze jeszcze tutaj kiedys przyjadę z rodzina zeby jeszcze raz na spokojnie podziwiac te....pięknosci.
Chciałbym w tym miejscu podkreslic ze mielismy jednak troche szczęscia do pogody bo dopiero w drodze powrotnej na kwaterę , po zrobieniu zakupów zaczęło troche kropic. My jednak juz pod dachem w naprawdę super przytulnych pokoikach,( każdy trzyosobowy pokoik posiada łazienke z prysznicem ), pełni wrazeń odpoczywalismy po trudach dzisiejszego dnia.
Juz wieczorem rozmowy, rozmowy,rozmowy i ...plany na nastepną wyprawę. Moim przyjaciołom z Poznania tak spodobała się piękna ziemia swietokrzyska ( lubelska tez) że na przyszly rok równiez planują przyjazd w nasze strony - bardzo mi miło.
Rano jak zwykle o 5.00 pobudka i przygotowania do następnego etapu i kolejny szok-dzien rozpoczął sie silna ulewą którą tym razem postanowilismy "przeczekac". Silny deszcz nie p[rzestawal padać, prognozy pogody która obserwowaliśmy w TV tez niesprzyjające i decyzja - PRZERYWAMY WYPRAWĘ.
Trochę przykro bo "fajne rzeczy" były do obejrzenia w Kozłówce i Lublinie( planowałem jeszcze dwa dni jechac ) lecz trudno moze w przyszłym roku uda sie to nadrobić.
W drogę powrotną która polegała na dojeździe rowerem do Puław( 15 km. do stacji PKP w Puławach) w którą udał sie oprócz mnie Stachu, Bogdan i znajomi z Jarocina Zdzichu i Gabrysia wyruszylismy ok. 10.30, Zdzichu z Gabrysia do Warszawy i dalej do domu o 12.30 a my we trzech mieliśmy pociąg ok. 13.00 i juz o 16.00 w domowych pieleszach.
Wspominałem wczesniej ze w Kazimierzu nasza grupka się "rozbiła" - część osób pojechała do Nałęczowa a najbardziej wytrwali dalej w drogę a byli to Piotr z Basią i Sławek K. - podziwiam WAS kochani. Dziękuję WAM za miłe towarzystwo no i co do zobaczenia na trasie.
Na zakonczenie z kronikarskiego obowiazku powiem ze w ciągu całej skróconej Kufty "zrobiłem" całe 331 km. więc jak dla mnie to tez duzo ale przeciez nie o dystans chodziło ale o to co się zobaczyło i jakie wrazenia pozostały a były naprawde wyjatkowe - jeszcze raz dzięki Piotrze.
I to by było na tyle - następna relacja: wkrótce
Mam na imię Mirek, mieszkam w Skarżysku Kamiennej, od kilku lat zacząłem bawić sie w turystykę rowerową. Zwiedzam okolice mojego miasta i nie tylko. Dopiero teraz odkrywam piękno okolic ziemi świetokrzyskiej oraz innych stron naszej Ojczyzny z wysokości siodełka rowerowego.W niniejszym BLOGU opisuję moje wyprawy rowerowe oraz przedstawiam osoby w nich uczestniczące. Komentarze do BLOGA mile widziane. Życzę miłego oglądania szczególnie przez znajomych i przyjaciół z Facebooka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz