środa, 23 lipca 2008

19 LIPIEC 2008 - TRASA - ŁĄCZONA - CIEKAWA

Wreszcie zebrałem się na opisanie trasy rowerowej na która wybrałem się 19 lipca 2008r. w sobotę. Za oknem piekna słoneczna pogoda, zgroza byłoby siedziec w domu więc już ok. 10.15 po krótkich przygotowaniach wystartowałem na trase którą nazwałem "łączona" gdyz jechałem przez miejsca które juz opisywałem, wiec bedzie to krótki opis jak połączyłem wcześniej przejechane trasy. Wyszła z tego dosyc sympatyczna wyprawa o długości 69 km.
"Wystartowałem" w kierunku Skarbowej Góry ulicą Kopernika, Rycerską, Turystyczną, dalej do Majdowa ( wczesniej jechałem od Ubyszowa a teraz "na odwrót ") - na zdjeciu przed wjazdem do tej miejscowosci.

Wjazd do Majdowa od tej strony był troche uciązliwy ze wzgledu na dosyc długie wzniesienie ( dlatego z lenistwa lubię jechac od wspomnianej "drugiej strony") ale dzielnie je pokonałem i juz przez Ubyszów pozostał zjazd do samego Blizyna skąd pojechałem w kierunku Świniej Góry piekną malowniczą drogą przez Jastrzebie do leśnej drogi pozarowej oznaczonej jako ściezka rowerowa.

Na wysokosci rezerwatu Dalejów skreciłem w drogę prowadzącą do Suchedniowa gdzie zaplanowałem pierwszy postój przy fajnym źródełku gdzie zjadłem przygotowane kanapki popijając zdrową źródlana wodą. Pragnę dodać ze kilkoro znajomych z Suchedniowa specjalnie do tego źródełka przyjezdza po wode na niedzielny obiad co swiadczy, ze nie tylko mnie bardzo smakuje ta woda. Ciekawych zapraszam na wycieczke chociazby tylko aby spróbowac tej wody. Pozwoliłem sobie nawet zrobić fotke która przedstawiam ponizej.
Poczatkowo miałem zamiar zakonczyc w Suchedniowie tą wyprawe ale po takim wspaniałym "napitku" nabrałem takiego wigoru, ze ruszyłem z Suchedniowa dalej w kierunku Bodzentyna.
Po przejechaniu sławnej miejscowosci Michniów ( pisałem o niej w relacji z trasy Nr 4), kolejne wzniesienie tym razem na Górę Sw Barbary gdzie zarzadziłem drugi postój. Na szczycie spotkałe sympatyczne turystki z Warszawy które wybrały się na piesza wedrówkę po tych terenach co swiadczy ze ziemia swietokrzyska jest naprawdę piekna tyko my "miejscowi" nie umiemy tego docenic zgodnie zreszta z przysłowiem
" cudze chwalicie swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie"
Po krótkiej miłej rozmowie ruszyłem "z górki" przez Wzdół Rzadowy,
skreciłem w lewo na "Wzdół Kolonię" i przez Kamionkę znów pod góre dojechałem do m. Siekierno,
skąd droga lesną "na Wykus" ( szczegółowy opis Trasa Nr 4 ) dojechałem do rozgałezienia tych dróg a nastepnie po ok. 1,5 km skreciłem w lewo juz bezposrednio do Suchedniowa. Odcinek drogi do Suchedniowa to
ok. 9 km. fajnej jazdy przez las po utwardzonej nawierzchni wiec koncowy etap to sama czysta przyjemność wsród swiergotu ptaków
w leśnej" machoniowej" scenerii. Na wspomnianym odcinku nie obyło sie bez kilku wzniesien ale w końcu to tez góry więc byłem na to przygotowany chociaz nie ukrywam ze wolę "z górki" niz na odwrót ale kto by nie lubiał? Zrobiłem tez fotke z tych lesnych wzniesien chociaz zdjecie nie pokazuje dokładnie ze to jednak góry chociaz jak by to ktos powiedział tylko świętokrzyskie.
Kolejna przerwe w wyprawie zrobiłem w samym Suchedniowie i "już" około 18.15 wyruszyłem stamtad juz najkrótszą droga przez Stokowiec, Rejów, Zachodnie i do domu na godzinę 19.00.
W sumie jak wspomniałem wyprawa całodniowa, trasa liczyła 69 km. ale bardzo spokojna i ciekawa. To by było na tyle. C.D.N.

wtorek, 8 lipca 2008

WYPRAWA - ROWEROWA - ŻYCIA - ETAP -VI, VII -LICHEŃ-KOLUSZKI-SKARZYSKO-KAMIENNA-29-30.06.2008r.

E T A P VI 29.06.2008 LICHEŃ - KOLUSZKI

Dziś relacja z kolejnego juz VI Etapu Mojej zyciowej wyprawy rowerowej którą rozpoczeliśmy w stałym składzie o godz. 9.24 z m. Licheń. Piękna słoneczna pogoda, pozegnaliśmy sympatycznych gospodarzy oraz tą cudowną miejscowość i w zaplanowaną w dniu wczorajszym drogę najdalej do Łęczycy i jak sie okazało w trakcie znaleźliśmy się, aż w Koluszkach. Pragnę dodac ze dystans do Skarżyska był "rozłozony" na trzy dni a tu z przyczyn opisanych dalej w dwa dni udało sie dojechac na miejsce.
Z Lichenia udalismy się w kierunku m. Stefanowo, Krańsk do Koła gdzie nie udał sie zaplanowany postój, objechaliśmy tylko miasto i dalej przez Dąbie do Chełmna gdzie kilka kilometrów przed tą miejscowością zrobiliśmy dłuższy postój. Przy okazji zwiedziliśmy muzeum martylorogii Żydów z wpisem do ksiązki pamiątkowej. Zastanawiające jest jak ludzie ludziom mogli zgotować taki los - chwila zadumy i dalej w drogę.
Do Łęczycy przez Kupinin, Leszno, Nagórki, Błonie dojechaliśmy ok. 16.00 po przejechaniu ok. 90 km. z nadzieją, że wreszcie odetchniemy bo jednak dzień był goracy i wszyscy odczuwaliśmy zmeczenie. Musze tutaj dodać, że przez wymienione miejscowosci jest skrót do Błonia wiec "zaoszczedziliśmy" ok. 10km. niż bysmy jechali przez Grabów, a zasadniczą korzyścią z tej oszczędności był fakt ze nie jechalismy główną trasa tylko jak ja to mówię "bokami" a i droga niewiele gorsza, bynajmniej jak na rower to odpowiednia.
Jak wspominałem w Łeczycy nie znaleźliśmy noclegu, wiec bez dłuzszego zastanawiania po krótkiej naradzie zdecydowalismy na dalsza jazdę tym razem do Strykowa. Na mapie w m. Dzierzbiętów znaleźlismy fajny skrót przez Leśmierz, Skotniki, Małachowice i w Parceli do drogi Nr 708 do samego Strykowa.

W samym Strykowie ( jako ciekawostke powiem ze w tej miejscowosci konczy sie sławna autostrada A2 ) zorientowałem sie ze to kilka kilometrów do Brzezin gdzie na 100% miała być kwatera, więc tylko "przemkneliśmy" przez to miasteczko i po kilkudziesieciu minutach bylismy w Brzezinach. Na miejscu okazało sie ze nie mozna być nigdy pewnym na 100%, gdyz kwatery nie było, a miejscowi podpowiedzieli że kilka kilometrów przed Koluszkami jest piękny zajazd i bez zastanowienia pojechaliśmy dalej. Zajazd i to piękny owszem był, ale znów problem, gdyz kierownik odmówił zakwaterowania nawet na jedna noc ze względu na kolonie, nawet w sposób dość sympatyczny przepraszał i co z tego jak my w dalszym ciągu bylismy bez noclegu. Juz zacząłem brac pod uwage alternatrywe awaryjną, czyli namioty, ale jeszcze wymieniony kierownik "zrobił" nam trochę nadziei ze w Koluszkach na stacji benzynowej mają pokoiki i napewno beda miejsca. Musze się w tym momencie przyznać ze sam namówiłem kolegów na dalsza jazdę gdyz , autentycznie nie uśmiechała mi sie perspektywa spania w namiocie. Ta dalsza jazda to kolejne 20km. ale trudno znów zaryzykowaliśmy i ok. 21.00 dostaliśmy nocleg na wymienionej stacji benzynowej i nawet dosyć wygórowana cena ok. 40 zł. za łózko nie bardzo nas przestraszyła gdyz zmeczenie wzięło górę i juz nam było wszystko jedno. Na miejscu okazało się, ze odbyliśmy rekordową w tej wyprawie trasę 145 km. ale juz na łózkach po prostu padlismy chociaz muszę tutaj zaznaczyć ze kolega Bogdan z Tomkiem jeszcze przez jakis czas ogladali mecz finałowy ME. Niemcy - Hiszpania. Tyle na temat tego najdłuzszego etapu wyprawy, jutro ostatni etap chociaz plany były inne lecz o tym w dalszej częsci.
E T A P VII 30.06.2008. KOLUSZKI - SKARZYSKO KAMIENNA O S T A T N I
Rano,juz ok. 8.00 "na nogach" , w pełni wypoczęci i zrelaksowani, sniadanie i wyjazd w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego. W chwili wyjazdu o godz. 9.24 czulismy sie prawie jak na swoim terenie bo to juz znane miejscowosci i znana trasa więc mimo braku mapki z krótkim postojem w Tomaszowie Mazowieckim na lody ( szukalismy tez bankomatu ze wiadomych przyczyn ) zmierzaliśmy bez przeszkósd do samego Opoczna.



Przed samym Opocznem okazało się ze nie mozna się cieszyc na zapas, poniewaz zaczął szwankowac tym razem mój rower i znów dylemat czy znajdzie się punkt napraw ( coś sie zaczeło dziac z tylnym kołem podobnie jak u Bogdana w Ślesinie ) ale w samym Opocznie znalazł sie sympatyczny własciciel sklepu który podokrecał wszystko jak sie nalezy i miało wystarczyc do Skarzyska i rzeczywiscie udało sie chociaz juz przed Sorbinem było nieciekawie lecz o tym dalej.
Jeszcze przed wyjazdem z Koluszek rzuciłem propozycję kolegom, zeby moze zrobić etap do Sielpi pod Końskimi i poczatkowo spotkało sie to z pełną aprobatą, jednak w trakcie jazdy wystąpiły watpliwości a było to spowodowane juz chyba bliskoscia domu i juz w samych Konskich znów zmiana decyzji: jedziemy do domu. Z samego Opoczna wynalazłem jeszcze fajny skrót do Końskich, przez Sitowę, Parczówek i Petrykozy i tym sposobem ok 17.00 "juz" znaleźlismy sie w Końskich, znów krótki postój
i znów "bokiem" przez Wąsosz, Czarną do Stąporkowa. Na tej trasie
z Konskich znów "niespodzianka"- tym razem Bogdan "złapał" gumę, znów przymusowy postój ale poniewaz było to prawie pod domem wiec predko sie z tym uporał i koledzy dogonili mnie w samym Stąporkowie. Piszę dogonili, gdyz pomału postanowiłem jechac ( w koncu człowiek ma swój wiek i pomyslałem ze jak się zatrzymam to juz nie będzie mi sie chciało dalej jechać ) podczas gdy Stachu i Tomek asystowali Bogdanowi.
Ze Stąporkowa mimo dłuzszej trasy z wiadomych przyczyn wybralismy jazde przez Świerczów, Pardołów, Nowki, Sorbin do Blizyna. Przed wspomnianym Sorbinem znów zaczęło mi sie coś dziać z kołem o czym wspominałem wczesniej i juz zacząłem się zastanawiac kogo ewentualnie prosić o pomoc w dowiezieniu mnie ze sprzętem, autem do Skarzyska lecz szybko odrzuciłem ta myśl i pomalutku dowlokłem się do Blizyna. Muszę tutaj zaznaczyc i podkreslic ze koledzy mimo pospiechu( przeciez byliśmy tak blisko domu ) honorowo dotrzymywali mi tempa i co kilka kilometrów czekali az dołaczę za co serdeczne dzięki. W samym Blizynie wykonałem telefon do domu ze jestem blisko, kolegom nie kazałem juz czekac gdyz pomyslałem ze do północy to nawet na piechote a honorowo jak bedzie potrzeba to dojdę- w koncu to wyprawa zycia. Mimo wszystko nie było takiej potrzeby, pomalutku dojechalismy w grupie, jeszcze fotka na rogatkach miasta i do domu.
Przedostatni postój - Petrykozy
W samym Skarzysku jeszcze rundka przez miasto ulicą Krakowską, Piłsudskiego, Żeromskiego do Górniczej gdzie rozstałem sie
z sympatyczna grupką. Obiecalismy sobie na odchodne ze powtórzymy podobny wyczyn, a moze dłuższy i z kronikarskiego juz obowiazku komunikuję ze etap VII z Koluszek do Skarzyska liczył 128km. A teraz podliczenie całej ilosci kilometrów jaką wykonalismy ze Świnoujscia - 788 a więc zgodnie z załozeniem, gdyz liczylismy ze będzie ok. 800, a więc nieduza pomyłka. Sama trasa powrotna była trochę krótsza gdyż dodałem kilometry jakie "zrobilismy" w drodze do Ahlbeck oraz do Miedzyzdrojów.
Jeszcze tylko podziekowanie dla Stacha Zielińskiego, Bogdana Skutnika, Tomka Bimera z obietnicą ze napewno jeszcze powtórzymy taki wyjazd
i moze znów bedzie to wyprawa rowerowa życia?. Pozdrawiam Was wszystkich i to by było na tyle.

poniedziałek, 7 lipca 2008

WYPRAWA ROWEROWA ŻYCIA - MOJA -PIELGRZYMKA -LICHEŃ 27-28.06.2008

M O J A - P I E L G R Z Y M K A - L I C H E Ń
Kolejną relację rozpocznę od stwierdzenia, ze głównym celem Mojej Zyciowej Wyprawy Rowerowej był właśnie Licheń, a własciwie pielgrzymka do miejsca objawienia Matki Boskiej Lichenskiej własnie
w tych okolicach uswieconych powstaniem Bazyliki.


Jak wspominałem w poprzednim poście Moja Pielgrzymka miała równiez osobiste intencje i pod cudownym obrazem w skupieniu miałem mozliwosc je wyrazić.
Zaraz więc po przyjeździe na miejsce 27.06.2008 juz po godzinie 16.00 byliśmy pod Bazyliką jak widac na załaczonych ponizej fotkach.




Wrazenia oprócz duchowych równiez fizyczne - niezapomniane, nie umiem moze tego opisac -trzeba tam po prostu byc. Sama Bazylika jest cudowną świątynią która została zbudowana, mogę tak powiedzieć "rękami" całego narodu zarówno w Polsce jak i z zagranicy. Na terenie Bazyliki są wmurowane tablice z nazwiskami ludzi którzy przyczynili się do powstania tego pieknego Sanktuarium i jako ciekawostkę powiem że znaleźliśmy tablicę ze Skarzyska z nazwiskiem rodziny Stachoń oraz Jedynak. Uwazam ze był to taki miły akcent ze krajanie z mojego miasta tez zostali w ten sposób uwiecznieni w Bazylice. Takich tablic
z nazwiskami ze Skarzyska jest pewnie duzo wiecej tylko trzeba by na to czasu aby ich szukać ale fakt jest faktem i to było miłe.
Następnie udaliśmy sie na wierzę Bazyliki skąd rozciaga się piekny widok na cała okolice łacznie z oddaloną ok. 3km. miejscowością Grąblin w której miały miejsce cudowne objawienia. Na samą wiezę mozna wejść
" na piechotę" ale jest takze winda za całe 5 PLN mozna wjechać
i obejrzec te wspaniałe widoki. Z całej czwórki tylko Stachu zdecydował sie wejść całe 17 pieter a pozostali koledzy łacznie ze mna zdecydowalismy sie na wjazd. Widoki z góry jak widac niezapomniane i chociaz zejść zdecydowałem sie "na piechotę" chociaz nie uwazam tego za zaden wyczyn to jednak samo zejscie tez wymaga troche wysiłku ale co sie nie robi dla kondycji ha ha .



Kolejna fotka przedstawia widok na kopułę bazyliki i widok na Dom Pielgrzyma gdzie zatrzymują sie pielgrzymi z różnych stron kraju i zagranicy. Pragnę podkreslić ze indywidualny pobyt w Licheniu jest duzo korzystniejszy niz grupowa wycieczka poniewaz jest czas na spokojne obejrzenie całego Sanktuarium a przede wszystkim na spokojną modlitwę.
Wokół samej Bazyliki wokół roztaczaja się piękne alejki i ogrody które równiez w spokoju można bez konca obchodzić

W pierwszym dniu bylismy jeszcze przy źródełku z cudowna wodą, oczywiscie zgodnie z poleceniem z domu, nabrałem równiez butelkę z tą wodą która dojechała ze mna do samego Skarżyska.


Tyle wrażeń z pierwszego dnia, jeszcze tylko juz na kwaterze pozdrowienia SMS-owe do znajomych i przyjaciół, kolacja i spać.

L I C H E Ń 28-06-2008r. - sobota
Drugi dzień pielgrzymki rowerowej do Lichenia przywitał nas piękną słoneczna pogodą wiec rano szybkie śniadanie i dalszy ciąg zwiedzania tych świętych miejsc. Ja osobiscie zaplanowałem jeszcze dodatkowo spotkanie z kolegą Jarkiem J. z Konina z którym nie widziałem sie od kilku lat, a którego znam jeszcze ze studiów w Radomiu i mile wspominam tę znajomość. Przez kilka kwadransów powspominaliśmy dawniejsze czasy, poszliśmy do koscioła Św. Doroty który właśnie został odrestaurowany, krótka modlitwa i nie zatrzymując kolegi,( dzięki Jarek ze miałes chęc na spotkanie ze mną - pozdrawiam ), dołaczyłem do swoich współtowarzyszy wyprawy rowerowej z którymi przeszlismy " Na Golgotę" . Tutaj w skupieniu i ciszy weszlismy na sam szczyt, wrazen moze nie bede opisywał - tutaj trzeba po prostu byc i samemu to przeżyć. Ponizej kilka fotek:



Popołudnie przeznaczylismy na spacer do wspomnianej wczesniej
m. Grąblin w której miało miejsce objawienie Matki Boskiej i gdzie
w miejscowym lesie została utworzona Droga Krzyżowa. Kilka fotek ponizej przedstawia zdjecia z tego równiez uświeconego miejsca.
Powrót równiez spacerkiem, na kwaterze ok 20.30 i juz przygotowania do jutrzejszego wyjazdu. Znów pakowanie sakiew na rowery, odprawa przed jutrzejszą trasą która zaplanowalismy az do Łęczycy a jak sie potem okazało przebylismy duzo dalej ale to juz w kolejnej relacji z Etapu Nr VI. Ciąg dalszy w nastepnej relacji.

piątek, 4 lipca 2008

WYPR. ROW.. ŻYCIA - ETAP - IV, V - ROGOŻNO - POWIDZ - LICHEŃ

ETAP IV CZWARTEK 26.06.2008 ROGOŹNO - POWIDZ

Jak ten czas leci juz czwartek 26.06.2008, Rogoźno, osrodek kolonijny nad jeziorem, nasza grupka po wczorajszej trasie, odrobinę zmeczona ale w doskonałych nastrojach oprócz mnie ze względu na bolące plecy "już" o godzinie 10.00 podązyła dziarsko na uzgodnione śniadanie i po nim w dalsza droge na kolejny IV ETAP naszej wyprawy. Pragne podkreslić ze wystartowaliśmy tak późno nie ze wspomnianego przemeczenia ale z koniecznosci wymiany opony w Tomka rowerze a niestety tego typu sklepy czynne są od 10.00. Wymiana opony i mój spacer po miescie za jakąś mascią na bolace plecy spowodowały, ze na własciwa trase pierwotnie planowaną do Witkowa a potem do Powidza wyruszyliśmy dopiero o godz. 11.30 a więc trochę późno ale cóz - siła wyzsza.


Zgodnie z wczesniej opracowana marszrutą z Rogoźna drogą lokalną przez Studzieniec, Budziszewko, Potrzanowo do m. SKOKI i stąd na drogę Nr 196 w kierunku Muśliny Murowanej " odbiliśmy" w m. Brzeźno na droge Nr 197 przez m.in Pawłowo Skockie, Kiszkowo, Węgorzewo, Ujazd, do samego Gniezna. Poniewaz było trochę późno a przed nami jeszcze kawałek drogi zaproponowałem kolegom, ze pojadę dalej sam "załatwiać" kwaterę w Witkowie a oni zwiedza Gniezno z odpowiednia rejestracją fotograficzną która publikuję poniżej.




Jak się okazało m. Witkowo nie ma zadnych kwater prywatnych i zdecydowałem za namową miejscowych pojechac do m.Powidz gdzie autentycznie kwater było sporo lecz stosunkowo drogo bo 30 PLN za łózko co przy naszych skromnych finansach było troche drogo. Ktoś powie ze przeciez mielismy namioty, jednak noce były troche zimne i nie bardzo po sporym wysiłku usmiechało nam sie rozbijac te namioty - zreszta co tu duzo mówic facetom w naszym wieku juz przeciez nalezy sie odrobina luksusu chociazby prysznic. Koledzy byc moze mieli troche pretensji ze mogłem trochę popytac o cene na innych kwaterach a ja już po dwóch telefonach zdecydowałem sie na ta cenę. Jedynym plusem tego był fakt ze do jeziora było ok. 50m. i ze Stachem zrobilismy mały spacer. Na przystani jachtowej można było nawet wypozyczyc jakąs łajbe za drobiazg 200 PLN za dobe. Zrobiliśmy jedynie fotki, miałem ochote na kapiel-woda nawet ciepła ale nie chciało mi sie wracac po gatki a potem było późno i nici z kapieli. Zdazyłem jedynie przed przyjazdem kolegów zrobic przepierke, zakupy i zaraz zrobiła sie 20.00 więc kilka chwil na opracowanie trasy do Lichenia( nazwałem to odprawą strategiczna ), na wóz i spac. Jeszcze tylko statystyki: w dn. 26.06 przejechalismy 88km-łacznie od wyjazdu ze Swinoujscia wyszło ze mamy "w nogach" 394 km.
ETAP V PIĄTEK 27.06.2008 POWIDZ - LICHEŃ



W fajnym miejscu to fajnie sie spało i na nogi zerwalismy sie dopiero o 7.00, codzienna toaleta, śniadanie i pakowanie zajęły nam czas do 9.24 i o tej godzinie opóścilismy gościnny Powidz i przez Ostrowo, Anastazjewo-kawałek drogą Nr 262 do Adamowa i znów lokalna drogą na Budzisław przez Kaliską, Nieborzyn, Złotków, Mikołajewo, Rożnowo do Ślesina.
W tym sympatycznym miasteczku z koniecznosci znów "podzielilismy siły" poniewaz Bogdanowi znów zaczęło cos sie dziac z tylnym kołem więc Stachu z Tomaszem pojechali do Lichenia szukac kwatery a my obaj szukac fachowca do naprawy. Znalazł sie w Ślesinie dosyc sympatyczny mechanik ale moze on i dobry do aut bo kilka złomów stało ale roweru jak potrzeba nie naprawił( trzeba było "zcentrowac koło" ) a tylko podociagał kilka szprych. Mielismy trochę pecha, bo Bogdan zdecydował nawet kupic nowe koło ale akurat nie mieli takiego rozmiaru no i po tej małej korekcie trzeba było ruszać dalej. Mała robótka a zeszło bite trzy godziny i gosciu nawet honorowo nie chciał pieniedzy bo zarządał wiecej a dostał mniej.

Do Lichenia i do Kolegów "dobilismy" ok godz. 16.00 po przejechaniu w sumie 47 km. a wiec nie ETAP a etapik. Taki krótki etap był zresztą zaplanowany, aby jak najdłuzej byc w tym świetym miejscu poniewaz jednym z celów wyprawy która nazwałem życiową był właśnie LICHEŃ gdyz juz w zeszłym roku planowałem taka eskapadę którą teraz śmiało mogę równiez nazwać MOJA PIELGRZYMKA do LICHENIA. Postawiłem sobie równiez intencję dla tej pielgrzymki której nie chciałbym tutaj wymieniać.

Koledzy bardzo ładnie spisali się z kwaterą bo "załatwili" po 18 PLN za łózko i to w domu praktycznie naprzeciwko Bazyliki. Wiecej szczegółów z samego Lichenia w kolejnej relacji

WYPR. ROWER. ŻYCIA - E T A P II - III . NOWOGARD - DRAWNO - ROGOŹNO








WTOREK 24.06.2008 E T A P II NOWOGARD - DRAWNO

Kolejna relacja z Mojej Życiowej Wyprawy Rowerowej to trasa
z Nowogardu do która nazwałem jako ETAP II. Wyjazd z ośrodka w Nowogardzie już o godz. 7.48 drogą Nr 144 przez m. Dobra ( krótki postój na uzupełnienie płynów i gdzie zostawiłem okulary ale juz nie chciało mi się wracać ), Chociwel ( znów postój-puszczalismy z nadzieją LOTTO, sympatyczni mieszkańcy-szczególnie Pani z blaszaka którą pozdrawiam), Ińsko i dalej drogą Nr 151 do m. Recz, kawałek droga Nr 10 ( ruchliwa krajówka trzeba było uwarzać ) do m. Żółwino gdzie znów lokalną przez Świecichów i po przejechaniu 94 km znajeźliśmy się w Drawnie.Ładnie położone miasteczko nad jeziorem z ruinami zamku z XIV,dworkiem oraz zabytkowym Kosciołem z XV w. ale zaplanowane zwiedzanie ograniczylismy do obejrzenia folderów z prozaicznej przyczyny: na miejscu bylismy ok. 16.30, szukanie kwatery - zrobiła się 17.15 i po prostu nam juz troszke zabrakło siły na zwiedzanie. Muszę tutaj troszkę zareklamowac kwaterę państwa Nowak przy ul. Kwiatowej - ładnie urządzone pokoiki, trzon kuchenny do dyspozycji a dodatkowo mozna zorganizowac spływ kajakowy -własciciele dysponuja całym niezbednym sprzetem łącznie z pogotowiem kajakowym. Mimo zmeczenia ( w końcu jak widac na fotkach nie jestesmy młodzieniaszkami ) wyruszylismy wieczorem chociaz nad jezioro- piekne tereny do rekreacji i bez obrazy: Mazury przy tych terenach 'niech się chowają" - przede wszystkim cisza, spokój i własnie dlatego postanowiłem nastepny urlop z rodziną spedzić właśnie w tych okolicach. Tyle pochwał, jeszcze zakupy na kolację i sniadanie, na kwaterę, "paciorek" i spać bo na jutro zaplanowana daleka trasa na próbę wytrzymałosci. Po dwóch etapach przejechane 174km.
Środa 25.06.2008 E T A P III D R A W N O - R O G O Ź N O

Pobudka o godz. 5.20 ( tak wstaję do pracy), śniadanie - makaron z serem t.j danie typowe dla cyklistów, gdyz zawiera dużo weglowodanów, pakowanie "tobołów " i o godz. 8.00 wystartowalismy do III etapu i to na dosyc długą trase, bo az do samego Rogoźna. Oczywiscie załozylismy ze w razie problemów skrócimy etap a jechaliśmy przez piekne tereny Draweńskiego parku krajobrazowego drogą nawet przyzwoita przez miejscowości: z Drawna na Chomętowo ( drogowskaz na Dobiegniewo ), Dominikowo, Niemiensko ( piekny zamek z XIVw - na fotkach ), Sitnicę, Głusko, Podszkle,Mostniki do drogi Nr 22 i znów po ok 2km w prawo do drogi Nr 123i przez Kuźnice Zelichowską, Wizany do Wielenia skad drogą Nr 174 ( planowaliśmy drogą Nr 181 ale po drogowskazach na Czarnków wydawało się blizej ) przez Folsztyn, Jędrzejewo do Gajewa skąd zrobiliśmy za namową Bogdana skrót ( droga Nr 153 ) przez Pomorską Wolę do Góry nad Notecią gdzie małą atrakcją była fajna przeprawa promowa przez tą rzekę - golasy na fotkach to własnie my na promie. . Szumna nazwa prom to po prostu tratwa gdzie miesci sie jeden pojazd no i nasze 4 rowery, moze wejsc jeszcze kilka osób wiec taka przejazdzka była tą własnie atrakcją. Dalej trzymając sie numeracji drogi 153 przez Ciszkowo dojechaliśmy do m. Lubasz ( przymusowy postój gdyz Tomek
" złapał gumę " a my za to w tym czasie pojedlismy super czeresni, mozna powiedziec ze prosto z sadu bo pani sprzedawała zaraz przy swoim domu i nawet z grzecznosci je nam umyła aby starsi panowie na rowerach nie dostali "coniebądź") Po tym przymusowym postoju w dalsza droge przez Dębe, Śniezkowo (troszkę trzeba było się wrócic w kierunku Czarnkowa ) dojechaliśmy do bardzo ruchliwej trasy Nr 178 ( trzeba uwazac bo są bardzo małe pobocza) gdzie po ok. 10km w m.Przybychowo "odbilismy na drogę lokalną przez Piotrowo, Skrzetusz, Ryczywół Ninino i po przejechaniu 132 km znaleźlismy się w Rogoźnie ok godz. 19.30. Dystans jak widac spory, jednak sporo równiez zmeczeni znaleźlismy sie w osrodku kolonijnym nad jeziorem Rogoźno. Był troche problem z kwaterą ale Bogdan uzył swojego daru przekonywania i kierownik osrodka chyba ulitował sie nad ( oczywiscie nie za darmo bo "wyrwał po 30 PLN za łózko oraz po 10zł za sniadanie ) siwymi włosami cyklistów i dostalismy pokoik z pietrowymi łózkami i co najwazniejsze z prysznicem wiec bez zadnego zwiedzania" - mycie, leciutka kolacja, padlismy" na wyrka i spac. Ja osobiscie miałem dodatkowy stres gdyz pozwoliłem sobie na jazde bez koszulki i efekty w postaci wrecz poprzenia pleców odczuwałem do rana no ale cóz taka wyprawa wymaga poswieceń. Z kronikarskiego obowiazku odnotowuje ze po II i III etapie mamy w nogach 306 km. Tyle narazie relacji C.D.N.