niedziela, 23 maja 2010

V - M A J Ó W K A " NA KUFCIE" - DZIEŃ PIĄTY

04. 05. 2010 E T A P - C Z W A R T Y
JÓZEFÓW - ZAKRZÓW - MAJDANY - WILKÓW - DOBRE - JANOWIEC - KAZIMIERZ - DOLNY

Wreszcie udało mi się "zebrać siły" i zaczynam relację z piątego dnia V MAJÓWKI "NA KUFCIE" 2010" Jak się potem okazało byl to ostatni dzień "mojej" wyprawy, ponieważ warunki atmosferyczne nie pozwolily na dalszą jazdę, chociaż co niektórzy pojechali dalej ale o tym potem.
Jak juz wspominałem w poprzednim poście dzień czwarty zakończylismy w m. Józefow - zmoknieci i zziebnieci suszylismy sie caly wieczór ale za to rano pełni optymizmu zerwalismy się jak zwykle o 5.00, zwykla rańsza krzątanina przy śniadaniu, składaniu "tobołków" - spojrzenie w okno i szok - ZNOWU LEJE. W tym momencie juz autentycznie nie chciało się....nic. Przez chwilę rozwarzaliśmy czy nie przeczekac ze dwie godziny "pod dachem" tego deszczu ale niestety. Jak wspomnialem spanie mielismy na sali gimnastycznej w miejscowej szkole i trzeba bylo się wynosic bo dzieci szykowaly się na zajecia.
W lepszej sytuacji była druga część naszej grupki bo mieli kwatery prywatne i przeczekali ten deszcz a my niestety "na koń" i w drogę. Musze przyznac ze tylko sam start był taki ......nieprzyjemny ale w trakcie humory się poprawily, deszcz na przemian troche przestawal, trochę padal wiecej ale bylismy nieźle "opatuleni" w przeciwdeszczowe ochraniacze, nie było bardzo zimno więc stosunkowo szybko przejechalismy odcinek ok. 36 km i ok. godz. 10.30 byliśmy już przed wjazdem na prom którym przeprawilismy sie przez Wisłę do m. Janowiec co pokazałem na fotkach ponizej.





W Janowcu zwiedzanie rozpoczęlimy od wypicia porannej kawy w "Domu Chleba" gdzie można kupić wypiekany na miejscu chleb, znajduje sie kawiarnia i restauracja, wszystko w regionalnym stylu.




Najedzeni i pokrzepieni duchowo udalimy się zmniejszoną grupką zobaczyc ruiny zamku Firlejów które moim skromnym skromnym zdaniem zrobiły na mnie większe wrażenie niz ruiny w Ujeździe.











Z Janowca spowrotem na prom ( przejazd całe 5 PLN ) i do Kazimierza Dolnego czyli celu naszej dzisiejszej wyprawy. Udalismy się najpierw na kwatere która znajdowała sie na ul. Góry i autentycznie była na górze na którą wspielismy sie z dosyć duzym trudem, rozpakowanie bagazy i juz bez rowerów spacerkiem na zwiedzanie tego sympatycznego miasta. Ponizej postaram się zamiescic kilka fotek jednak nie oddadza one tego co naprawde mozna zobaczyć - po prostu trzeba tutaj być. Jedna ze znajomych stwierdziła, ze wrecz jest zakochana w tym miescie i to jest prawda bo ja chyba też. Pozdrawiam.
Obiecałem sobie ze jeszcze tutaj kiedys przyjadę z rodzina zeby jeszcze raz na spokojnie podziwiac te....pięknosci.

























Chciałbym w tym miejscu podkreslic ze mielismy jednak troche szczęscia do pogody bo dopiero w drodze powrotnej na kwaterę , po zrobieniu zakupów zaczęło troche kropic. My jednak juz pod dachem w naprawdę super przytulnych pokoikach,( każdy trzyosobowy pokoik posiada łazienke z prysznicem ), pełni wrazeń odpoczywalismy po trudach dzisiejszego dnia.
Juz wieczorem rozmowy, rozmowy,rozmowy i ...plany na nastepną wyprawę. Moim przyjaciołom z Poznania tak spodobała się piękna ziemia swietokrzyska ( lubelska tez) że na przyszly rok równiez planują przyjazd w nasze strony - bardzo mi miło.
Rano jak zwykle o 5.00 pobudka i przygotowania do następnego etapu i kolejny szok-dzien rozpoczął sie silna ulewą którą tym razem postanowilismy "przeczekac". Silny deszcz nie p[rzestawal padać, prognozy pogody która obserwowaliśmy w TV tez niesprzyjające i decyzja - PRZERYWAMY WYPRAWĘ.
Trochę przykro bo "fajne rzeczy" były do obejrzenia w Kozłówce i Lublinie( planowałem jeszcze dwa dni jechac ) lecz trudno moze w przyszłym roku uda sie to nadrobić.
W drogę powrotną która polegała na dojeździe rowerem do Puław( 15 km. do stacji PKP w Puławach) w którą udał sie oprócz mnie Stachu, Bogdan i znajomi z Jarocina Zdzichu i Gabrysia wyruszylismy ok. 10.30, Zdzichu z Gabrysia do Warszawy i dalej do domu o 12.30 a my we trzech mieliśmy pociąg ok. 13.00 i juz o 16.00 w domowych pieleszach.
Wspominałem wczesniej ze w Kazimierzu nasza grupka się "rozbiła" - część osób pojechała do Nałęczowa a najbardziej wytrwali dalej w drogę a byli to Piotr z Basią i Sławek K. - podziwiam WAS kochani. Dziękuję WAM za miłe towarzystwo no i co do zobaczenia na trasie.
Na zakonczenie z kronikarskiego obowiazku powiem ze w ciągu całej skróconej Kufty "zrobiłem" całe 331 km. więc jak dla mnie to tez duzo ale przeciez nie o dystans chodziło ale o to co się zobaczyło i jakie wrazenia pozostały a były naprawde wyjatkowe - jeszcze raz dzięki Piotrze.
I to by było na tyle - następna relacja: wkrótce

niedziela, 16 maja 2010

V - M A J Ó W K A - " N A K U F C I E " DZIEŃ CZWARTY

E T A P T R Z E C I - BARANÓW SANDOMIERSKI - TARNOBRZEG - S A N D O M I E R Z - JÓZEFÓW

03.05.2010 Schronisko PTSM Baranów Sandomierski godz. 5.00

Tradycyjnie o 5.00 cała grupką już jestesmy na nogach, sniadanie i codzienne czynnosci jak zwykle i jak zwykle o 7.00 juz startujemy i o zgrozo - znów deszcz. Dobre samopoczucie nikogo na szczescie narazie nie opuszcza, kazdy "okutany" w stroje przeciwdeszczowe- pozegnanie z sympatyczną kierowniczką i odjazd. Sama jazda w takich warunkach pozostawia wiele do zyczenia ale cóz trzeba jechac dalej i nic na to sie nie poradzi- w końcu kazdy sam się zdecydował na jazde a ze takie warunki trudno.
Pierwszy postój odbył sie w Tarnobrzegu gdzie Piotr zaplanował dla nas zwiedzanie zamku Dzików ale niestety nie udało sie tego wykonac poniewaz zamek był w remoncie i niestety tylko kilka fotek z zewnatrz , krótki odpoczynek w parku i dalej w droge. Aha - przestał padac deszcz przed samym wjazdem na teren zamku - ironia losu? a moze jednak mamy troche szczęścia.
Zdjecia ponizej są wykonane przez Piotra, któremu chciałbym w tym miejscu podziekowac za ich przeslanie i umozliwienie wykorzystania w moim blogu.
Nie moge zapomnieć o Basi której fotki tez udało mi sie zamiescić - dzięki serdeczne Basiu.














Na jednej z fotek Bogdan wymienia dętkę przy rowerze i to była jedyna awaria za caly okres naszej wyprawy więc moge smiało powiedziec ze i tak mielismy szczescie mimo tylu kaprysów pogodowych.
Z Tarnobrzega juz tylko "rzut beretem" i znaleźlismy sie w Sandomierzu i co? znów jazda z deszczem, a na miejscu? przestalo padac chociaz nie do konca.
Sporo fotek jest narobione w Sandomierzu- kilkanascie bede chcial pokazac a zaczne od kilku z widokiem ogólnym na stare miasto.





W tym miejscu zamierzalem przedstawic szczegoly zwiedzania tego pieknego miasta jakim niewatpliwie jest Sandomierz lecz doszedlem do wniosku, ze to trzeba samemu zobaczyc i zadne opisy nie oddadza atmosfery i momentu ogladania roznych miejsc wiec pozwole sobie zamiescic tylko fotki - niektore ladne,inne mniej, zresztą ocena nalezy do oglądajacego.















Kilka slow komentarza jednak pozwole sobie dodac.Podczas naszego pobytu w Sandomierzu odbywaly sie uroczystosci zwiazane z obchodami rocznicy"Trzeciego Maja" i stad moje fotki przedstawiajace poczty sztandarowe w kosciele, kompanie wojska na rynku, oraz udalo mi sie sfotografowac zmiane warty zolnierzy w strojach sredniowiecznych ktora tez odbywala sie tylko podczas tych uroczystosci. Ponizej znow kilka zdjec ktorych mozna bylo zamiescic duzo wiecej ale jak wspomnialem wczesniej trzeba byc na miejscu i na wlasne oczy podziwiac te "cudenka" - naprawde warto.













Zapomnialem dodac ze w Sandomierzu nasza grupa podzielila sie na dwie podgrupki poniewaz niektorzy chcieli wczesniej byc na kwaterze czemu sie wcale nie dziwie bo juz i mnie pomalu odechciewalo sie tego paskudnego deszczu. Poniewaz nocleg mielismy zaplanowany w m.Jozefow ( 50 km. od Sandomierza) wiec ok. 15.30 z niechecią zebralismy sie wreszcie do odjazdu a dlaczego z niechecia? - znowu zaczęlo padac-szok. Poniewaz jestem z natury optymistą to pocieszalem sie juz sam po cichu ze jeszcze nie bylo tak zle, gdyz moglo padac przez cala drogę a padalo miejscami ale za to jak juz rozlokowalismy się na kwaterze to dopiero sie zaczelo- oberwanie chmury. Wtedy juz bylismy pod dachem. Nocleg mielismy w sali gimnastycznej miejscowej szkoly - do dyspozycji byly wielkie materace, rozlokowalismy sie predko kazdy w swoim "kaciku", mycie, kolacja no i jeszcze "wieczorne polakow rozmowy" i dopiero spac. Mimo wszystko jest fajnie- przeciwnosci losu tez bywaja potrzebne- usypialem z nadzieja ze jutro bedzie lepiej a czy bylo - o tym nastepna relacja .