poniedziałek, 28 kwietnia 2008

M A R A T O N - G R Y F L A N D - GRYFICE - 25-26.04.2 0 0 8






G R Y F I C E 25.04.2008 Trening - zapoznanie z trasą
Dziś kolejna relacja z cyklu" Moje wyprawy rowerowe" - tym razem prawdziwa eskapada na maraton rowerowy "GRYFLAND" do Gryfic.
Wyjechaliśmy Skarżyska już 24.04 o godz. 21.09 w stałej obsadzie Krzysiek Cz. Stachu Z. oraz moja skromna osoba, pociagiem do Kołobrzegu i tam z przesiadką do Gryfic. Sama jazda mimo, że prawie 14- to godzinna upłynęła dosyc prędko może dlatego ze udało nam się "znaleźć" przyzwoite miejsca ( dzięki Justynko ) no i oczywiście w tak zacnym towarzystwie około 10.30 dn. 25.04 bylismy w zarezerwowanych pokojach hotelu Madera w Gryficach. Po krótkim odpoczynku i skromnym posiłku jak na " rasowych " cyklistów przystało - cóż można było robić? wyruszyliśmy na zapoznanie trasy. Co prawda zaproponowałem pokonanie całego dystansu ( w końcu to "tylko" 77 km ) ale koledzy przekonali mnie, że trzeba zachowac siły "na jutro" więc w sumie "zrobiliśmy" dystans 45 km. do Trzebiatowa i spowrotem. Z przyjemnością jechało sie po jakże różnym terenie od naszego ( żadnych górek, pagórków ) , stan dróg tez super i co najważniejsze przy małym ruchu samochodowym. Pragnę w tym miejscu podkreślić jakże inną kulturę jazdy kierowców właśnie tam na Pomorzu, człowiek nie jechał
"z duszą na ramieniu" jak to u nas niestety bywa, a wyprzdzające auta jechały autentycznie w przyzwoitej odległości. Miejscowi koledzy cykliści w rozmowach ze mną byli zdziwieni że poruszam takie nieznane dla nich tematy jak " kultura wyprzedzania rowerzystów". No cóż jak już wspominałem w którejś relacji " co kraj to obyczaj" Nam na kieleczczyźnie jeszcze dużo widać brakuje.
Tyle refleksji, generalnie dzień dosyć sympatyczny, wieczorem na odprawie z organizatorami gdzie szczegółowo była omówiona trasa, drobne zakupki na kolację i grzecznie spać.
G R Y F L A N D - maraton 26.04.2008
Dzień rozpoczął się wcześnie bo już o 6.00 na nogach, przygotowania do startu, przebranie w odpowiednie stroje kolarskie ( nie wszyscy ) i z rana dylemat - prognozy były deszczowe, a tu zapowiada się piękna pogoda. W moim przypadku nie było problemu, bo na bagazniku torba w której zmieściłem ciepłe odzienie, ale koledzy którzy jechałi rowerami szosowymi autentycznie mieli problem. Wszystko się jednak wyklarowało pozytywnie, gdyż w chwili startu niesmiało wyszło słoneczko i tak było cały dzień. Cała prawie 270 osobowa ekipa cyklistów uczestniczacych w maratonie była podzielona na 10 osobowe grupy startujące ze wszelkimi prawidłami wyścigów co 2 minuty. Organizatorzy opracowali trasę 77 -mio kilometrową która w zależnosci od zaawansowania sportowego mozna było przejechac jeden raz ( co ja uczyniłem ) jako wersja "mini", dwa razy w wersji "mega" oraz trzy razy jako wersja "giga" . Jak łatwo policzyć w drugiej wersji był to dystans 154 km a w trzeciej 231km. Fajnym akcentem maratonu był fakt, że uczestniczyło w nim kilkanascie pań co dodatkowo przysporzyło blasku tej imprezie. Mnie osobiście było tylko trochę nieswojo, gdy przy mojej "zawrotnej" prędkosci 25 km/godz. dziewczyna " śmignęła" że nawet nie próbowałem jej gonić. Pocieszam się jedynie, że nie tylko ja miałem takie dylematy.
Moja grupa z numerem 6 startowała o godz. 8.10 czyli stosunkowo wczesnie aby "weterani" z kategorii M-5 mogli zdążyć na metę. Dodam jeszcze że startowałem w kategorii rowerów "inne" i tylko z kolegą Stachem jechałem na 77km. a pozostali koledzy jechali na dystansach mega i giga. Wypada mi więc tylko wyrazic uznanie dla ich wyczynu.
Przyznam, że miałem ochotę na ten dłuższy dystans, ale z drugiej strony zaraz wytłumaczyłem sobie, że w sumie ma to byc jazda dla przyjemności, a nie dla bicia jakis rekordów wytrzymałości.
Teraz może o samej trasie. Nie ma porównania napewno do terenów w świetokrzyskiem, jezeli chodzi o stan nawierzchni i ukształtowanie terenu - cały czas płasko i równiótko więc sama jazda autentycznie była przyjemnoscią. Trasa maratonu prowadziła przez nastepujace miejscowosci: Przybiernówko, Cerkwicę, Paprotno, Gostyniec, Gostyń, Pobierowo gdzie znajdował się punkt kontrolny z elektronicznym pomiarem czasu i dalej przez Pustkowo, Trzesacz, Rewal, Lędzin, Konarzewo, Rogozinę , Zapolice, Trzebiatów, ( punkt kontrolny) Kłodkowo, Górzyca i spowrotem na plac Zwyciestwa w Gryficach. Piszę tak szczegółowo nazwy miejscowosci, gdyż jest to trasa naprawdę warta polecenia.
Zakończyłem maraton z czasem 3 godz. 41 m 38 s. co u niektórych kolegów cyklistów wywoła uśmiech pobłażania, że tak wolno, ale dla mnie ważny był fakt ukończenia trasy potwierdzony certyfikatem w postaci pięknego imiennego medalu ( zrobiłem fotkę) .
Popłudnie i wieczór spedziłem w Gryficach. Warta uwagi jest kolejka wąskotorowa która kursuje jedynie na zamówienie grup wycieczkowych i to tylko poprzez Urzad Gminy Rewal co mnie troche zdziwiło, bo przecież kurs kolejki rozpoczyna sie właśnie w Gryficach. Dałem więc sobie spokój z ustalaniem szczegółów chociaż pozostał taki trochę niesmak, bo to w końcu też kolej, a mnie jako kolejarzowi z racji zawodu zrobiło się tak jakoś.... nieswojo.
Wieczór za to zupełnie w innym nastroju- na wspólnym ognisku z pieczeniem kiełbasek no i rozmowy, rozmowy, analizy i wspominki z trasy. Atmosfera super i w tym miejscu wypada postawic duża piątke dla organizatorów a szczególnie dla szefa maratonu Marka Zadwornego - dzięki P. Marek.
W niedzielę 27.04 w Urzedzie Miasta uroczyste rozdanie pucharów i medali i chociaż nie zająłem żadnego znaczacego miejsca ( 95 w kategorii open ) to pozostało zadowolenie z uczestnictwa i udziału w tak fajnej imprezie.
Niedzielne popołudnie spedziliśmy ze Stachem w Kołobrzegu, piekny słoneczny dzień upłynął na uwielbianych przeze mnie spacerach po plaży, byli juz odważni próbujący sie opalać. Ja zdobyłem sie jedynie na zciagniecie skarpetek ( Stachu "złapał ten moment ), ale i tak było super.
Wyjechaliśmy z Kołobrzegu o godz. 19.47 i w tym miejscu chciałbym podziekować wymienionym kolegom za towarzystwo, z nadzieją że na przyszłe imprezy też beda mieli chęc zabrac mnie ze sobą. Pozdrawiam. CDN.- oczywiscie relacji z kolejnych wypraw.

















sobota, 19 kwietnia 2008

T R A S A - N U M E R - 8 - PRZYZWOITA










Dziś o kolejnej wyprawie która nazwałem " PRZYZWOITA" poniewaz nie wymaga dużego wysiłku a jednocześnie jest stosunkowo łatwa i właśnie przyzwoita.
Wyruszyłem w dniu 18.04.2008 o godz. 12.30 podobnie jak opisywałem w pierwszej relacji na otwarcie sezonu t.j. do ul. Kopernika, Rycerską na Pogorzałe, Turystyczną przez Górę Skarbową do drogi Majdów - Szydłowiec ( na zdjęciu ) i tą malowniczą drogą ok. 2,5km. na skrzyżowaniu w lewo ( też fotka ) znów drogą asfaltową przez las po przejechaniu tym razem 3,5 km. w prawo do m. BUDKI II ( malutka wioska ale czysciutko i zadbane gospodarstwa ) już do Szydłowca.
Pragnę podkreślić, że większość trasy prowadzi przez las i jest na niej bardzo mały ruch samochodowy co jak pewnie niektórzy zauważyli jest domeną wybieranych przeze mnie tras rowerowych.
W samym Szydłowcu już tradycyjnie odwiedziłem sympatyczną "cukierenkę" aby pokosztować pierwsze w tym roku lody - polecam. Tak się złożyło, że będąc w Szydłowcu i nie być "na lodach" to tak jakby nie zaliczona trasa. Myślę ze znajomi z którymi jeżdżę na rózne wyprawy rowerowe przyznają mi rację. Może jeszcze powiem, że wymienioniona cukiernia znajduje sie w samym rynku ( w lewo od zameczku zamieszczonym na fotce )i posiada bardzo miłą obsługę.. Wypadałoby jeszcze wspomnieć, że miasteczko to posiada autentycznie bogatą historię i nawet zamierzałem napisac kilka zdań na ten temat, ale doszedłem do wniosku że jest tyle publikacji, chociażby w internecie na stronie turystycznej - adres juz wymieniałem w którejś
z poprzednich relacji.
Drogę powrotną z Szydłowca tez wybrałem "bokami" tj. przez Sadek, Kierz Niedźwiedzi, Świerczek i Lipowe Pole. Nie będę może szczegółowo opisywał drogi powrotnej, gdyz juz to czyniłem podczas pierwszej relacji, powiem tylko ze w Szydłowcu trzeba " przeciąc E-7 ( jest tunel pod trasą ) w kierunku "na Mirów" a nastepnie w prawo na Sadek- drogowskazy są dosyc czytelne.
Jeszcze jedną przerwę w wyprawie " zrobiłem" w lesie przed Świerczkiem - na zdjęciu, gdzie z dużą przyjemnoscią zjadłem kanapki przygotowane
" na drogę" no bo w koncu ile można korzystac z zaprzyjaźnionych sklepów o czym pisałem w poprzedniej relacji.
Wyprawę zakończyłem ok. 16.00 po przejechaniu w sumie 43 km. i jak wspomniałem na poczatku była to trasa bardzo przyzwoita, godna polecenia nawet dla początkujacych cyklistów.
Mysle, że mój kolega Tomasz wreszcie jest zadowolony - pozdrawiam CIĘ i zapraszam na kolejne opisy relacji, a może wreszcie zdecydujesz sie na wspólna eskapadę?
Wypada jescze mi napisać, ze obiecaną relację "do Chlewisk" tez zamieszczę tylko w późniejszym terminie. C.D.N.

czwartek, 10 kwietnia 2008

T R A S A - N U M E R - 7 - FAJNA


Wyprawę na kolejną trasę rozpocząłem wyjazdem o godz. 15.05 dnia 09.04.2008 od Lipowego Pola, za nim w lewo ( na zdjeciu drogowskaz ) przez Kierz Niedźwiedzi ( postój w " zaprzyjaźnionym" sklepie na końcu Kierza "na picie" ), Zbijów Duży, gdzie dla odmiany skręciłem na skrzyżowaniu w lewo ( drogowskaz Wierzbica 10 ) i po ok. 4 km. na kolejnej krzyżówce w m. Mirów w prawo do końca jak droga prowadzi i po ok. 3 km do końca " asfaltu". Dalej droga jest typowo "leśna" ale krótko bo gdzieś ok. 1000 m. i znów znalazłem się na często wymienianej
w moich relacjach trasie Mirzec - Wierzbica. Na Mirzec trzeba wyjechać
z lasu w prawo i tutaj zwracam uwagę że droga do Mirca jest dosyć ruchliwa, więc trzeba zwracać szczególną uwagę podczas jazdy. Całe szczęscie że do Mirca nie jest daleko i właśnie takie trasy wybieram, aby było jak najmniej wiadomych stresów podczas jazdy.
W samym Mircu wybieramy drogę " na Wąchock" ( pierwszy zakręt w prawo "na Skarżysko Koscielne a drugi do Wąchocka ) i zaczyna się stromym podjazdem który wymaga trochę wysiłku, ale przeciez nigdzie nie powiedziane ze trzeba się bardzo siłować z tą górką - można po prostu podejść " na nogach" jak ja to uczyniłem . Muszę w tym miejscu powiedzieć jeszcze jedno, a mianowicie że ambicją każdego " rasowego cyklisty" jest podjazd pod każdą górkę i blamażem jest zejście z roweru , chociaz moim zdaniem każda wyprawa rowerowa powinna być przyjemnoscią, a nie jakimś katowaniem się i wychodzę z załozenia że nie można forsowac organizmu " na siłę" aby tylko pokonać jakąś "głupią" górkę.
Tyle refleksji, a ja dalej na drodze do Wąchocka przez 6 km. piękną okolicą przez las droga asfaltową i najwazniejsze mało uczęsczaną, chociaz nie powiem auta się zdazają i nie mozna całkowicie oddać się kontemplacji.
W samym Wąchocku zrobiłem sobie znów małą przerwę i znów
w zaprzyjaźnionym sklepie ( zaraz po wjeździe do miasta pierwszy sklep
z prawej ) o czym chciałem napisać dwa zdania. Otóż na wszystkich "moich" trasach stosuję zasadę, żeby gdzieś od czasu do czasu się zatrzymać, aby chociażby coś się napić lub zjeść w przyzwoitych warunkach tzn. aby chociaz była jakaś np. ławeczka lub stolik i nie bez znaczenia jest tez obsługa sklepu. Sformuowanie "zaprzyjaźniony sklep" znaczy że warto właśnie tam się zatrzymać i to gwarantuję w swoich relacjach.
Z Wąchocka do Marcinkowa znów jechałem " bokami" ale nie polecam
i dlatego najlepiej jechać przez miasto ,a następnie w prawo "na Marcinków" ( drogowskaz jest ) skąd juz przez Michałów , Majków do Skarżyska gdzie wyjechałem na Kamiennej, wiaduktem kolejowym do
al. Niepodległosci i " już' o 18.15 w domu po przejechaniu 52 km. Generalnie trasa fajna i dosyc ciekawa. Polecam również samą wyprawę do Wachocka połączoną ze zwiedzaniem tego asrcyciekawego miasteczka, szczegóły zostały bardzo ciekawie opisane przez mojego sympatycznego kolegę Pawła z którym byłem na Trasie Nr 5, a uczynił to w portalu turystycznym skarzysko org. http://www.turystyka.skar.pl/index.php
I to by było na tyle. C.D.N

wtorek, 8 kwietnia 2008

T R A S A - N U M E R - 6 ŁATWA




Dzis relacja z trasy Nr 6 którą rozpocząłem ok. godz. 14.00 dn. 07.04.2008 z postanowieniem delikatnej jazdy gdyż po sobotniej eskapadzie do Iłzy nie mogłem sie bardzo forsować- w końcu ma się swoje lata. Kurde, gdyby tak rozpocząć takie eskapady chociaz z 15 lat wcześniej to teraz napewno nie musiałbym się oszczedzać. Jest co prawda powiedzenie że "lepiej późno niz wcale" ale od samych powiedzeń lat nie ubędzie i trzeba umiec czerpać zadowolenie z tego co sie ma i mnie to chyba sie udaje i to najwazniejsze. Rozpisałem sie trochę a miałem pisać
o wyprawie.
Tym razem wyruszyłem w kierunku Lipowego Pola ( trasa Nr 5 ) i dalej przez Skarzysko Koscielne, ( na Świerczku w prawo ) przez Łyżwy ulicą
1 Maja do ul. Pięknej w lewo i przez Majków , Parszów, Mostki do Suchedniowa.
Czesto w moich relacjach pojawia się Suchedniów który jest dla mnie takim " przerywnikiem" w zwiazku z tym, że mieszka tam moja kochana teściowa, mam okazję odwiedzić, coś zjeść i po prostu odpocząć a dodatkowo, czuję sentyment do tego miasteczka, gdzie nawet przez kilka lat pracowałem.
Tak było w przypadku tej wyprawy, po krótkim odpoczynku pojechałem dalej przez Stokowiec, Rejów ( na zdjęciu ) i do domu ( z Rejowa-patrz trasa Nr 4 ) Wyprawę zakończyłem o godz. 19.00 po przejechaniu 36km. Generalnie "traska" jak wspomniałem w tytule, łatwa jedynie mam uwagę do początkujacych cyklistów aby zacząć wyjazd " od końca" czyli najpierw przez Rejów do Suchedniowa ponieważ jest wiecej " zjazdów" niż podjazdów, a przeciez zawsze przyjemniej jest zjeżdzac z górki niż ją" pokonywać".
To by było narazie na tyle. CDN

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

T R A S A N U M E R 5 NOWA















Dziś relacja z kolejnej "wyprawy" którą nazwałem Nr 5 a mianowicie opis trasy do malowniczej miejscowosci Iłza na którą wybrałem sie tym razem z kolegą Pawłem N. ( na zdjęciu ) w sobotę dnia 5.04.2008r. Było jeszcze co prawda dwóch chętnych, ale jak to niestety w takich przypadkach bywa, zostalismy we dwóch i mimo rańszych obaw pogodowych wyprawa udała sie znakomicie.

Wystartowaliśmy juz o godz. 9.00 ul. Kopernikai dalej w prawo przez Lipowe Pole, Świerczek, Kierz Niedźwiedzi, Zbijów, przez las do m. Trębowiec ( niezbyt ciekawa lesna droga ale da się przejechać ) i dalej po " przecieciu" drogi Mirzec - Wierzbica znów leśną drogą z planem wyjazdu w okolicach Iłży. Niestety plany troche zawiodłyż bez mapki tych terenów po prostu zginelismy w lesie i chociaz droga lesna była nawet "przednia" jak na jazdę rowerem, nadrobiliśmy ok. 10 km. po róznych wioskach których nie będę opisywał a wszystko trochę przeze mnie bo "udałem" się omijac główne drogi z przyczyn które opisuje w kazdej relacji czyli obawy przed ruchem samochodowym.

W rzeczywistosci bylismy zmuszeni dojechac do głównej drogi Ostrowiec - Radom i przez m. Pastwiska znaleźliśmy

sie u celu naszej wyprawy czyli w Iłży.

Przedstawione powyżej fotki pokazują to malownicze miasteczko z wysokości zamku na wzgórzu i druga, sam widok na zamek którego króciutką historię pozwoliłem sobie " zciagnąć" ze skarżyskiego wortalu turystycznego ( polecam - bardzo ciekawe relacje ) , którą napisał sam kolega Paweł więc myśle ze "plagiatu" nie poczyniłem. Fotki zresztą tez robione przez Pawła gdyz mój aparat z telefonu nie byłby w stanie zrobic takich zdjęć więc w tym miejscu chciałem CI Pawle serdecznie podziękować.

Prawa miejskie Iłża uzyskała w 1239 roku. Najbardziej chyba znanym zabytkiem miasta są ruiny Zamku. Najnowsze badania archeologiczne zdają się potwierdzać przypuszczenia, że pierwsza siedziba Biskupów Krakowskich w Iłży powstała w XIII wieku na terenie starego miasta położonego w odległości ok. 2 km na północ od dzisiejszego. Miasto to lokowane było na prawie niemieckim przed 1260r. W miejscu tym istniał, niewielkich rozmiarów (ok. 44 x 40 m) owalny gród obronny stojący na straży miasta. Ta pierwotna siedziba uległa zniszczeniu prawdopodobnie w wyniku najazdów tatarskich w 1240 lub 1241r i 1260. Informacje te nie są jednoznacznie potwierdzone.Według Jana Długosza wybudowanie murowanego Zamku zawdzięczamy biskupowi Janowi Grotowi. Prawdopodobnie miało to miejsce w latach 1326-47. Prace archeologiczne nie potwierdziły wcześniejszego istnienia w tym miejscu zamku drewnianego. Bez wątpliwości stwierdzono jednak, że zamek postawiono bezpośrednio na pierwotnym podłożu.Około 30 lat po założeniu zamek został rozbudowany przez następnego biskupa Floriana z Mokrska. Jemu też przypisuje się obwarowanie miasta i Zamku kamiennym murem. Zamek wzniesiono na szczycie stromego, naturalnego wzgórza wyraźnie dominującego nad miastem. Archeologowie udowodnili ponad wszelką wątpliwość, że najstarszą zachowaną budowlą Zamku jest kamienna, cylindryczna wieża połączona z obwodem warowny. Pełniła ona funkcję ostatniego punktu obrony. Wejście do wieży prowadziło wewnętrznymi schodami znajdującymi się od strony północnej następnie po zewnętrznym ganku wchodziło się do niej od strony zachodniej, kilka metrów powyżej poziomu dziedzińca.Dostępu do Zamku prawdopodobnie bronił też drewniany most zwodzony. Kolejne rozbudowy, dokonane między innymi przez biskupów Jana Konarskiego, Filipa Padniewskiego i Marcina Szyszkowskiego, zmieniały po trosze oblicze Zamku, który pomimo zniszczeń w dokonanych w czasie Potopu Szwedzkiego dotrwał do II połowy XVIII wieku. Ostatnimi pracami remontowymi przeprowadzonymi na zamku w 1782 roku były wymiana dachu na gotowy, oraz remont kapliczki na zboczu wzgórza zamkowego. Wykonane wówczas prace inwentaryzacyjne dóbr biskupich pokazują zamek jako zrujnowany, bez szyb, ze zniszczonymi posadzkami, bramami i porozbijanymi (zapewne w poszukiwaniu skarbów) piecami. Według ówczesnych specjalistów Zamek nie nadawał się już do pełnienia swojej funkcji.Od tamtej chwili z zamkiem było już tylko gorzej. Cytując informację zawarte na www.ilza.pl„W 1789 roku na mocy postanowienia Sejmu Czteroletniego dobra biskupów krakowskich skonfiskowano na rzecz Skarbu Państwa. Zamkowe oficyny stopniowo wydzierżawiano, użytkowując tylko niewielką jego część. W 1791 roku spłonęła brama wjazdowa i siedziba starosty. Po rozbiorach zamek stał się własnością państwa austriackiego i urządzono w jego ruinach lazaret. Po wyjściu wojsk austriackich na zamku urządzano zabawy. W trakcie jednej z nich wybuchł ogromny pożar, który dopełnił dzieła zniszczenia. Pożar strawił wszelkie pozostałości ruchomego wyposażenia. Część elementów budowli rozebrano wówczas gdyż groziły zawaleniem.Ostatni lokator opuścił zamek w 1812 roku. Od tego czasu zamek stał się terenem pozyskiwania budulca do miasta. O skali tego procederu świadczy umowa między Rządem a Lewienem Sunderlandem - właścicielem iłżeckiej fabryki fajansu zezwalająca mu na czerpanie budulca z ruin. Nie przeszkodził temu nawet nowy właściciel książę Tadeusz Lubomirski, który zakupił zamek a następnie przekazał go na rzecz Towarzystwa Opieki Nad Zabytkami Przeszłości, które miało rozpocząć jego odbudowę. Zanim się ona rozpoczęła zamek ponownie ucierpiał podczas działań wojennych w trakcie I Wojny Światowej a następnie w trakcie Kampanii Wrześniowej w 1939 roku (8-9 wrzesień Bitwa o Iłżę). Zniszczeniu uległa wówczas przede wszystkim wieża służąca za doskonały punkt obserwacyjny.”

Tyle częsci opisowej i jak widac warto zadac sobie trud i dostac sie na wzgórze skad rozpościera sie piękny widok na całe miasteczko chociaz przyznaję ze w tym dniu z powodu ograniczen czasowych tego nie uczynilismy,

a fotki były robione podczas innej wyprawy na której zresztą tez byłem.

W dniu naszego pobytu bylismy tylko na rynku gdzie zdązylismy tylko wypić kawe w sympatycznym barze i powrót w kierunku domu z mocnym postanowieniem, nawet kosztem "nadrobienia" kilometrów pokonac droge powrotną bocznymi drogami, aby nie stresowac się dużym ruchem samochodów jadacych co trochę " po du...."

Pragne podkreslić ze skorzystalismy z podpowiedzi sympatycznej włascicielki baru którą pozdrawiam i tylko dzięki tej Pani trasa z Iłzy okazała się sporo krótsza i naprawde godna polecenia. Postaram sie wiec w sposób szczegółowy opisac drogę powrotną aby móc jeszcze kiedyś przejechac się tą trasą.

Wyjazd z Iłży rozpoczęlismy trasą "na Radom" aby po krótkim podjeździe "odbić" w kierunku m. Pakosław ( wyraźny drogowskaz z nazwa miejscowosci "w lewo skos") i cały czas jak droga prowadzi przez Marcule do m. Osiny. Zwracam uwagę, że odcinek drogi od Pakosławia do Marcul jest utwardzoną droga szutrową, ale nawet przyzwoicie utrzymaną więc da sie jechać rowerem zapewniam.

Na końcu drogi w Osinach nalezży skrecić w lewo i po około 3 km. zdążamy do skrzyżowania ze wspominaną drogą Mirzec - Wierzbica, która znów "przecieliśmy" i jadac na Zbijów ( wyraźny drogowskaz), po ok. kolejnych 3 km. byliśmy spowrotem w tej miejscowosci.

Według wskazań licznika odległośc do Iłży opisaną trasą wynosi tylko ok. 23km. więc nawet dla poczatkujacego cyklisty jest przyzwoita i naprawdę godna polecenia.

Drogę powrotną ze Zbijowa odbylismy troche inną trasą, a mianowicie dla odmiany przez Jagodne i Koscielne

( w Zbijowie prosto zamiast w prawo - drogowskaz jest ) a tam w prawo znów w kierunku Lipowego Pola a przed nim drogą technologiczną PKP ( nie polecam) do Fałata i do ul. Spółdzielczej na której poczatku zakonczyliśmy wyprawę pokonujac w sumie ok. 89km.

Wyprawa jak wspomniałem dosyc ciekawa i godna polecenia ze wskazaniem dłuższego pobytu w Iłży a osobiscie dla mnie była doskonałym treningiem przed przed wykonaniem podobnej trasy na Maratonie na który wybieram

się aż na Pomorze do Gryfic.

Na zakończenie pragnę podziękować koledze Pawłowi za fajne towarzystwo z nadzieją że jeszcze nie raz wspólnie wybierzemy się na podobną wyprawę.

I to by było na tyle. CDN.

wtorek, 1 kwietnia 2008

TRASA NUMER 4






Dziś relacja z kolejnej " wyprawy" - TRASA Nr 4 na którą wyruszyłem w ostatnim dniu marca t.j. 31.03 o godz. 11.00 spod bloku na Trasą Nr 2 do Bliżyna i dalej koło poczty i pomnika ( na zdjeciach ) w lewo koło Polifarbu w kierunku m. Jastrzebia, piekną trasą przez las przez teren Nadleśnictwa Suchedniów. Wrazenia estetyczne psuje widok wycietych bali drzew które leżą na poboczu w oczekiwaniu na wywózkę. że jest to wrecz rabunkowa wycinka i jak tak dalej pójdzie to nawet przez las ciężko bedzie przejechać. Wartym uwagi jest przejazd przez Rezerwat Dalejów ( fotka przedstawia szczegółowy opis-powiększ zdjecie ) gdzie znajduje się unikatowa roślinność nieobecna na innych terenach. Przez las do Suchedniowa prowadzi szlak rowerowy niebieski i niemożliwe jest zabładzenie. Z lasu wyjeżdża się na ul. Zagórską którą dojechałem do trasy E-7 i po jej " przecieciu" ( "na dół" do ulicy Bodzentyńskiej ) do trasy właśnie na Bodzentyn dosyc ruchliwą drogą ( jeździ dosyc dużo TIRÓW więc trzeba uważać ) przez Berezów i Michniów do Góry Św. Barbary gdzie "zrobiłem" 30 to minutowy odpoczynek z przerwą na posiłek. Po drodze zatrzymałem się jeszcze na kilka minut w m. Michniów gdzie znajduje się Mauzoleum Martylorogii Wsi Polskiej ze sławną już chyba na całą Polskę Pietą Michniowską - patrz fotka
Postoju na szczycie wymienionej Św. Barbary nie polecam z uwagi na to że jest tam jedna zdewastowana ławka i coś "ala stół" ale tez rozpadajacy, wokół bałagan, śmieci, butelki po wódce co świadczy ze jest to miejsce spotkań miejscowego "elementu" Szkoda bo jeszcze kilka lat temu w tym miejscu było naprawdew bardzo ładnie, piękny widok na całe góry świętokrzyskie. Dodatkowym pozytywnym atutem tego miejsca jest juz chyba zabytkowa kapliczka z dedykacją od mieszkańców i gdyby nie wspomniane przygnębiajace otoczenie tego miejsca byłoby w tym miejscu bardzo sympatycznie a tak pozostaje tylko jedno słowo WSTYD.
Po szybkim zjeździe z Barbary we Wzdole Rzadowym na pierwszym skrzyzowaniu skreciłem w lewo i droga
z pierszeństwem przejazdu równiez w lewo zacząłem zmierzac w kierunku m. Siekierno. Musze w tym miejscu zaznaczyć ze ok. 8-mio kilometrowy odcinek do wymienionej miejscowosci jest jak przystało na Góry Świetokrzyskie dosyc górzysty wiec trzeba sie liczyć z dość dużym wysiłkiem fizycznym, ale za to zjazdy i te widoki z góry rekompensują trudy podjazdów.
W Siekiernie za przystankiem PKS skreciłem w lewo "Na WYKUS" ( jest dość wyraźny drogowskaz ) i po ok. 1,5 km. znów pod górkę zaczyna się najgorszy odcinek tej trasy t.j. zaraz po wjechaniu do lasu znajduje się droga którą ciężko byłoby przejść " na piechotę" gdyż sa takie wyboje i wykroty a co dopiero rowerem. Całe szczęscie ze jest to krótki odcinek ( ok 1,5 km. ) wiec w ostateczności mozna przeprowadzić rower gdyż niestety innej drogi do Suchedniowa po prostu nie ma.
Na pierwszym "leśnym" skrzyżowaniu należy skręcic znów w lewo i juz jadąc cały czas lesnym duktem ( ok. 8km ) po znacznie lepszej drodze ( w porównaniu do poprzednich " kocich łbów" ) dojechałem do Suchedniowa. Wymieniony odcinek jest dosyć przyjemny gdyż prowadzi cały czas przez las i jedzie sie co prawda nie po asfalcie fajnie chociaz tez są " górki i dołki" , ale małe i do pokonania bez wiekszego wysiłku.
W Suchedniowie po wyjeździe z lasu droga zap[rowadziła mnie do asfaltowej drogi prowadzacej z kierunku Parszowa do dworca PKP gdzie przed przejazdem skręciłem znów w lewo na Stokowiec i przez Rejów do Skarżyska. Odcinek od Stokowca też jest nieciekawy ale lepiej jechać taka droga niz główna trasa E-7 gdzie jest naprawdę niebezpiecznie dla rowerzysty. W Skarżysku tez przejechałem "bokami" aby ominąc ruch pojazdów po miescie wybrałem boczne scieżki od Zachodniego ulicą CIchą ( za mostem tym razem w prawo ) do torów kolejowych " Na Końskie" i koło LIDLA ul. Niepodległosci, koło koscioła do domu na ul. Żeromskiego.
W dniu dzisiejszym przejechałem 64km. w czasie 6 godz. wiec nie bardzo moge się pochwalić odnosnie szybkości pokonania wymienionego dystansu ale w koncu nie o to chodzi aby jechac na wyscigi tylko aby w sposób bezpieczny objechac korzystając jednoczesnie z uroków jazdy rowerowej i satysfakcji z samego pokonania okreslonego dystansu.
Pragne jeszcze podkreślic że dotychczasowe wyprawy są pewnego rodzaju treningiem przed planowanymi na miesiąc kwiecień i maj wyprawami do Gryfic i Leszna. Relacje z tych wypraw tez postaram się zamieścic i jezeli chociaż jedna osoba skorzysta z moich "podpowiedzi " odnośnie tras to już będę zadowolony.
I to by było na tyle C.D.N.