E T A P VI 29.06.2008 LICHEŃ - KOLUSZKI
Dziś relacja z kolejnego juz VI Etapu Mojej zyciowej wyprawy rowerowej którą rozpoczeliśmy w stałym składzie o godz. 9.24 z m. Licheń. Piękna słoneczna pogoda, pozegnaliśmy sympatycznych gospodarzy oraz tą cudowną miejscowość i w zaplanowaną w dniu wczorajszym drogę najdalej do Łęczycy i jak sie okazało w trakcie znaleźliśmy się, aż w Koluszkach. Pragnę dodac ze dystans do Skarżyska był "rozłozony" na trzy dni a tu z przyczyn opisanych dalej w dwa dni udało sie dojechac na miejsce.
Z Lichenia udalismy się w kierunku m. Stefanowo, Krańsk do Koła gdzie nie udał sie zaplanowany postój, objechaliśmy tylko miasto i dalej przez Dąbie do Chełmna gdzie kilka kilometrów przed tą miejscowością zrobiliśmy dłuższy postój. Przy okazji zwiedziliśmy muzeum martylorogii Żydów z wpisem do ksiązki pamiątkowej. Zastanawiające jest jak ludzie ludziom mogli zgotować taki los - chwila zadumy i dalej w drogę.
Do Łęczycy przez Kupinin, Leszno, Nagórki, Błonie dojechaliśmy ok. 16.00 po przejechaniu ok. 90 km. z nadzieją, że wreszcie odetchniemy bo jednak dzień był goracy i wszyscy odczuwaliśmy zmeczenie. Musze tutaj dodać, że przez wymienione miejscowosci jest skrót do Błonia wiec "zaoszczedziliśmy" ok. 10km. niż bysmy jechali przez Grabów, a zasadniczą korzyścią z tej oszczędności był fakt ze nie jechalismy główną trasa tylko jak ja to mówię "bokami" a i droga niewiele gorsza, bynajmniej jak na rower to odpowiednia.
Jak wspominałem w Łeczycy nie znaleźliśmy noclegu, wiec bez dłuzszego zastanawiania po krótkiej naradzie zdecydowalismy na dalsza jazdę tym razem do Strykowa. Na mapie w m. Dzierzbiętów znaleźlismy fajny skrót przez Leśmierz, Skotniki, Małachowice i w Parceli do drogi Nr 708 do samego Strykowa.
W samym Strykowie ( jako ciekawostke powiem ze w tej miejscowosci konczy sie sławna autostrada A2 ) zorientowałem sie ze to kilka kilometrów do Brzezin gdzie na 100% miała być kwatera, więc tylko "przemkneliśmy" przez to miasteczko i po kilkudziesieciu minutach bylismy w Brzezinach. Na miejscu okazało sie ze nie mozna być nigdy pewnym na 100%, gdyz kwatery nie było, a miejscowi podpowiedzieli że kilka kilometrów przed Koluszkami jest piękny zajazd i bez zastanowienia pojechaliśmy dalej. Zajazd i to piękny owszem był, ale znów problem, gdyz kierownik odmówił zakwaterowania nawet na jedna noc ze względu na kolonie, nawet w sposób dość sympatyczny przepraszał i co z tego jak my w dalszym ciągu bylismy bez noclegu. Juz zacząłem brac pod uwage alternatrywe awaryjną, czyli namioty, ale jeszcze wymieniony kierownik "zrobił" nam trochę nadziei ze w Koluszkach na stacji benzynowej mają pokoiki i napewno beda miejsca. Musze się w tym momencie przyznać ze sam namówiłem kolegów na dalsza jazdę gdyz , autentycznie nie uśmiechała mi sie perspektywa spania w namiocie. Ta dalsza jazda to kolejne 20km. ale trudno znów zaryzykowaliśmy i ok. 21.00 dostaliśmy nocleg na wymienionej stacji benzynowej i nawet dosyć wygórowana cena ok. 40 zł. za łózko nie bardzo nas przestraszyła gdyz zmeczenie wzięło górę i juz nam było wszystko jedno. Na miejscu okazało się, ze odbyliśmy rekordową w tej wyprawie trasę 145 km. ale juz na łózkach po prostu padlismy chociaz muszę tutaj zaznaczyć ze kolega Bogdan z Tomkiem jeszcze przez jakis czas ogladali mecz finałowy ME. Niemcy - Hiszpania. Tyle na temat tego najdłuzszego etapu wyprawy, jutro ostatni etap chociaz plany były inne lecz o tym w dalszej częsci.
E T A P VII 30.06.2008. KOLUSZKI - SKARZYSKO KAMIENNA O S T A T N I
Rano,juz ok. 8.00 "na nogach" , w pełni wypoczęci i zrelaksowani, sniadanie i wyjazd w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego. W chwili wyjazdu o godz. 9.24 czulismy sie prawie jak na swoim terenie bo to juz znane miejscowosci i znana trasa więc mimo braku mapki z krótkim postojem w Tomaszowie Mazowieckim na lody ( szukalismy tez bankomatu ze wiadomych przyczyn ) zmierzaliśmy bez przeszkósd do samego Opoczna.
Przed samym Opocznem okazało się ze nie mozna się cieszyc na zapas, poniewaz zaczął szwankowac tym razem mój rower i znów dylemat czy znajdzie się punkt napraw ( coś sie zaczeło dziac z tylnym kołem podobnie jak u Bogdana w Ślesinie ) ale w samym Opocznie znalazł sie sympatyczny własciciel sklepu który podokrecał wszystko jak sie nalezy i miało wystarczyc do Skarzyska i rzeczywiscie udało sie chociaz juz przed Sorbinem było nieciekawie lecz o tym dalej.
Jeszcze przed wyjazdem z Koluszek rzuciłem propozycję kolegom, zeby moze zrobić etap do Sielpi pod Końskimi i poczatkowo spotkało sie to z pełną aprobatą, jednak w trakcie jazdy wystąpiły watpliwości a było to spowodowane juz chyba bliskoscia domu i juz w samych Konskich znów zmiana decyzji: jedziemy do domu. Z samego Opoczna wynalazłem jeszcze fajny skrót do Końskich, przez Sitowę, Parczówek i Petrykozy i tym sposobem ok 17.00 "juz" znaleźlismy sie w Końskich, znów krótki postój
i znów "bokiem" przez Wąsosz, Czarną do Stąporkowa. Na tej trasie
z Konskich znów "niespodzianka"- tym razem Bogdan "złapał" gumę, znów przymusowy postój ale poniewaz było to prawie pod domem wiec predko sie z tym uporał i koledzy dogonili mnie w samym Stąporkowie. Piszę dogonili, gdyz pomału postanowiłem jechac ( w koncu człowiek ma swój wiek i pomyslałem ze jak się zatrzymam to juz nie będzie mi sie chciało dalej jechać ) podczas gdy Stachu i Tomek asystowali Bogdanowi.
Ze Stąporkowa mimo dłuzszej trasy z wiadomych przyczyn wybralismy jazde przez Świerczów, Pardołów, Nowki, Sorbin do Blizyna. Przed wspomnianym Sorbinem znów zaczęło mi sie coś dziać z kołem o czym wspominałem wczesniej i juz zacząłem się zastanawiac kogo ewentualnie prosić o pomoc w dowiezieniu mnie ze sprzętem, autem do Skarzyska lecz szybko odrzuciłem ta myśl i pomalutku dowlokłem się do Blizyna. Muszę tutaj zaznaczyc i podkreslic ze koledzy mimo pospiechu( przeciez byliśmy tak blisko domu ) honorowo dotrzymywali mi tempa i co kilka kilometrów czekali az dołaczę za co serdeczne dzięki. W samym Blizynie wykonałem telefon do domu ze jestem blisko, kolegom nie kazałem juz czekac gdyz pomyslałem ze do północy to nawet na piechote a honorowo jak bedzie potrzeba to dojdę- w koncu to wyprawa zycia. Mimo wszystko nie było takiej potrzeby, pomalutku dojechalismy w grupie, jeszcze fotka na rogatkach miasta i do domu.