wtorek, 26 sierpnia 2008

VII GORZOWSKI MARATON ROWEROWY 22-23.08.2008

21.08.2008 SKARZYSKO KAMIENNA -KRZYŻ-GORZÓW- WOJCIESZYCE


Dziś kolejna relacja z cyklu "Moje wyprawy rowerowe". Na maraton do Gorzowa wybrałem sie tradycyjnie juz z kolegą Stachem który stał sie moim nieodłącznym kompanem na tego typu wyjazdy i bardzo dobrze gdyz samemu napewno nie chciałoby sie wyruszać.

Jak napisałem w tytule wyjechalismy w dniu 21.08.2008 o godz. 15.40 pociągiem do Kielc i stamtąd do m. Krzyz gdzie po po godzinnym oczekiwaniu juz bezposrednio do Gorzowa Wielkopolskiego.
Wszystko tak ładnie sie pisze, ale sama 12 godzinna jazda koleją do przyjemnych nie należy tym bardziej z rowerami, ale co sie nie robi jak sie posiada jakąś pasje. Mogę juz chyba w tym momencie powiedziec ze te moje wyprawy stały sie moją pasją, ale to chyba dobrze a przeciez jedni lubia wedkowanie, inni znaczki ( ja tez ), jeszcze inni zeglarstwo itd itd a ja co? - rower i niech tak zostanie. Wracajac do uciązliwej jazdy pociagiem to jest tez plus tych wypraw pociągowych a mianowicie fakt ze jestem kolejarzem jest tez nie bez znaczenia na koszt takich wypraw.
Jak wspomniałem po dosyc uciazliwej jeździe "juz" o godz. 7.00 dnia 22.08. bylismy w Gorzowie skad czekała nas jeszcze 5 kilometrowa jazda rowerami do m. Wojcieszyce skad miał sie rozpocząć wspomniany maraton.


Z samego rana trochę "z musu" jeździliśmy po miescie i chciałem podkreslic ze bardzo mi sie spodobało samo miasto - czysciutko, schludnie, sympatyczni mieszkańcy a zwłaszcza mieszkanki. Wszystkie moje oceny porównuję do mojego miasta Skarzyska i nie za bardzo korzystnie to wypada ale przeciez nie o tym ta relacja.


Wspomniałem ze "z musu" jeździlismy po miescie gdyz kwatere w Wojcieszycach mogliśmy zając ok.8.00 i stad "wycieczka " po miescie i ta refleksja.


Musze w tym momencie troche zareklamowac miejsce naszego zakwaterowania t.j. gospodarstwo agroturystyczne gdzie autentycznie jest fajne miejsce nawet na wypoczynek. Wyposazenie pokoju ze wszelkimi standartami niezłego hotelu łacznie z telewizorem, DVD itp.


Na fotce ponizej ja ze Stachem juz w pokoju po rozpakowaniu, krótkim odpoczynku i przed wyjazdem na rekonesans trasy maratonu.


W pierwszej kolejnosci podjechaliśmy na miejsce startu t.j. pod Gminny Osrodek Kultury gdzie równoczesnie znajdował sie sztab Maratonu i w którym odbyła sie odprawa ze wszystkimi uczestnikami imprezy ale to dopiero wieczorem.



22.08.2008 REKONESANS TRASY
Mimo ze wydrukowałem mapke z trasą maratonu po wspomnianym krótkim odpoczynku wyruszylismy ze Stachem na rekonesans, który był jednoczesnie swego rodzaju treningiem podczas którego nie wiadomo kiedy "zrobilismy" 62 km. Przejechalismy powtórnie cały Gorzów, nastepnie przez m. Baczyna, Marwice,Santocko do Kłodawy która była jednym z etapów maratonu i przez którą prowadziła własciwa trasa do Gorzowa. Na poczatku troche pogubiliśmy sie w zawiłosciach trasy
i własnie taki rekonesans po raz kolejny potwierdza ze dobrze jest przyjechac wczesniej i na spokojnie przejechać się chociaz po częsci trasy.
Wieczorem wspomniana odprawa która na wszystkich tego typu maratonach ma miejsce i gdzie jest okazja poznac organizatorów, omawiane sa wszelkie trudnosci mogące wystapić na trasie oraz pozostałe sprawy organizacyjne.
Pragne podkreslić ze komandorem maratonu była przesympatyczna Pani Ania Buczma, która jest jednoczesnie prezesem towarzystwa cyklistów
z Gorzowa i która jak zauwazyłem była 'mózgiem" całej imprezy. Pozwoliłem sobie nawet zrobić fotke z Panią Prezes aby upamietnic moje uczestnictwo w maratonie w tak miłym towarzystwie.

Fajnie został uwidoczniony w kadrze jeden z kolegów który był strasznie ciekawy co tez ma napisane w swoich notatkach Pani Komandor. Stachu tradycyjnie podczas fotografowania "uciął" nas od połowy i to nie pierwszy raz ale pamiatka jest i to wazne. Wazne jest równiez to ze to kobieta "przewodzi" cyklistom co jest chyba ewenementem
w maratonach-brawo PANI ANIU P O Z D R A W I A M. Dodam jeszcze tylko ze generalnie PANIE uczestnicza równiez coraz liczniej
w takich maratonach i w kazdym z nich jest ich coraz wiecej.
Nie wiadomo kiedy zrobił się wieczór wiec pozostało nam tylko "na wóz"
i spać no bo przeciez rano sie wstaje na start.
VII G.M.R. start do maratonu 23.08.2008 Wojcieszyce
No i nastapił dzien startu do wspomnianego maratonu gdzie juz o godz. 9.15 zameldowalismy sie ze Stachem na miejscu. Znaleźlismy sie w 15 osobowej grupie Nr 7 której start przewidziano na godz. 9.30 i zgodnie z wymogami wszystkich maratonów z cyklu Pucharu Polski o tej godzinie wyruszylismy na trasę. Wcześniej jeszcze tylko fotka pamiatkowa z miejsca startu i w drogę.
Wspomniany wczesniej "gościu" znów pojawił sie w kadrze ale nie miałem na to wpływu-widocznie lubi być fotografowany. Wyruszylismy w dosyć szybkim tempie w kierunku Kłodawy ( Stachu jak zwykle wyrwał do przodu ale juz nie mam pretensji - w końcu jak się chce sprawdzić? ), dalej przez Gorzów do Baczyny skąd skręcilismy na Wysoką, gdzie było rozgałęzienie na trasę GIGA a ja trasa na 82 km. pomknąłem "jak strzała" w kierunku m. Staw, przez Trzcinną do Karska gdzie znajdował sie punkt zywieniowy i kontroli czasu. Na punkcie króciutki postój na zjedzenie banana i dalej w drogę na najtrudniejszy odcinek maratonu. Trudność polegała na tym ze jechało się po prowizorycznej drodze ułozonej z betonów, do tego
w deszczu i po błocie takze po dwóch kilometrach wygladałem "jak nieboskie stworzenie" ale i to przezyłem. Najgorsze z tego było jeszcze to ze dodatkowo po tej drodze mijalismy się z wielkimi autami budowlanymi wiec trzeba było dodatkowo zachować ostrozność.
Szczęsliwie przejechałem wspomniany odcinek i po wjeździe na drogę Nr 151 z Recza po super nawierzchni dojechałem do Kłodawy skad bardzo szybko znalazłem sie spowrotem w Wojcieszycach na mecie. Zaplanowany dystans 82 km pokonałem w czasie 3godz. 42 minuty co u niektórych moze wzbudzić usmiech pobłazania natomiast dla mnie jest to rekord i 5 miejsce w swojej kategorii wiekowej jest moim sukcesem. Stachu pokonał dystans w czasie 3.12 i zajął 3 miejsce, wiec nie jest źle i w kazdym nastepnym maratonie powinno byc lepiej. Pragnę zaznaczyć ze nie jezdze dla zadnych rekordów- po prostu taki sposób spedzenia czasu jest dla mnie jak wspominałem swoista pasją i juz planuję nastepny wyjazd.
Reszta popołudnia upłynęła na doprowadzaniu siebie i roweru do porzadku- trzeba było przede wszystkim umyc sie z błota no i swojego "rumaka" doprowadzić do wzglednej czystosci. W koncu obecny rower przewiózł mnie juz ponad 2800 km i mimo ze nosze się z zamiarem zamiany na lepszy model to narazie chucham i dmucham na obecny, gdyz jak narazie mnie nie zawiódł.
Wieczorem w towarzystwie organizatorów odbył sie grill i ognisko, wystepy zespołow dzieciecych i przednia zabawa. Stachu proponował jeszcze mały wypad rowerowy ale mnie po prostu juz sie nie chciało- w koncu ma się swoje lata wiec grzecznie na kwatere "lulu" i spac.
W niedzielę od 10.00 uroczyste podsumowanie maratonu z losowaniem nagród rzeczowych i wreczaniem pucharów dla zwyciezców w poszczególnych kategoriach wiekowych oraz medali dla wszystkich uczestników. Jak w wiekszosci maratonów kazdy uczestnik otrzymał imienny medal z wypisanym nazwiskiem, rodzajem trasy i dystanesem co tez jest fajną pamiatką. Malutkim zgrzytem był fakt ze medale na dystansie 82km. były wydrukowane z cyferkami 72 ale zauwazyłem ze specjalnie nikomu to nie przeszkadzało, chociaz Pani Komandor ANIA bardzo się stresowała przepraszajac za to niedocioagniecie. Poza tym organizacja super i ocena 5 z minusem jest moim zdaniem odpowiednia.
Na zdjeciu organizatorzy maratonu ( z mikrofonem Pani ANIA ) za wyjatkiem Pana Zbyszka S. który był kierownikiem trasy gdzies mi "uciekł" z kadru i którego pozdrawiam . Jak widac podium okazałe, puchary równiez tylko mój kolega Stachu był troche niepocieszony gdyz pucharkami byli tylko honorowani zdobywcy pierwszych miejsc w kazdej z kategorii. Poza tym to pozostałe wrazenia jak najbardziej pozytywne. Jeszcze tylko fotka zwyciescy maratonu w kategorii open Andrzeja G. którego równiez serdecznie pozdrawiam.
Wypada tylko przeprosić Cie Andrzej ze "nie złapałem" zdjecia w odpowiednim momencie ale to nauczka na przyszłość - obiecuje poprawę.
I to by było na tyle, jeszcze powrót do domu równiez pociagiem przez Warszawę z 3,5 godzinnym oczekiwanmiem na połaczenie na Wschodniej i o godz. 6.00 w domu.
Nastepna relacja z Rajdu koneckiego który jest zaplanowany na 13.09.2008.

sobota, 16 sierpnia 2008

TRASA - NR - 12 - W I E R Z B I C A

TRASA Skarżysko Kamienna , Lipowe Pole , Zbijów, Wierzbica, Jastrząb, Szydłowiec, Skarzysko Kamienna
Dziś przedstawiam relację z kolejnej z numerem 12 relacji p.t. Moje wyprawy
rowerowe" . Dosyc długa przerwa w relacjach nie była spowodowana " zawieszeniem" moich wypraw, lecz nie wyjezdzałem na nowe trasy a po prostu na te które opisałem już wcześniej.
W tytule mojego blogu określenie "piękno ziemi świętokrzyskiej" uzupełniam w tym przypadku o ziemię mazowiecką, gdyz moja wyprawa odbyła sie własnie tam, a konkretnie do m. Wierzbica. Ponizej kilka zdań z wikipedii o tej miejscowości które mnie osobiście zainteresowały.
Wierzbica – wieś (właściwie osiedle przemysłowe) w Polsce położona w województwie mazowieckim, w powiecie radomskim, w gminie Wierzbica. W latach 1469-1863 miasto.
W latach 1975-1998 miejscowość należała administracyjnie do województwa radomskiego.
Miejscowość jest siedzibą
gminy WierzbicaPierwsze wzmianki o włości możnowładczej komesa Ottona i jego brata Krystyna pochodzą z XII wieku. Właściciele dobra te przepisali klasztorowi cysterskiemu w Wąchocku i w ich posiadaniu do kasaty klasztoru do końca XVIII wieku. Przed 1227 osada otrzymała przywilej na cotygodniowe targi i przed 1414 rokiem lokowano tu miasto. W 1469 Wierzbica otrzymuje prawo magdeburskie od króla Kazimierz Jagiellończyk. Miasto cysterskie rozwijało się prężnie i w pewnym okresie miasto przewyższało nawet liczbą mieszkańców sąsiedni Radom i Iłżę.
Po upadku
powstania styczniowego w 1870 Wierzbica utraciła prawa miejskie, a po pożarach w 1873 i 1904 znacznie podupadła. W XIX wieku powstały tu garbarnia, olejarnia, wiatrak i piece do wypalania wapna. Wierzbica nie odzyskała praw miejskich, a z dawnego miasta pozostał charakterystyczny trójkątny rynek.
W okresie po
II wojnie światowej w latach 1952-1955 powstała tu Cementownia Przyjaźń w oparciu o miejscowe kopalnie wapienia i radziecką technologię. W 1991 właścicielem cementowni został koncern Lafarge, który 12 października 1997 wygasił piece. W 2008 roku powstał plan ponownego uruchomienia cementowni, a miejscowe złoża margla szacowane są jako jedne z największych w Polsce. Po wojnie działały tu też Zakłady Azbestowe zamknięte z uwagi na szkodliwość dla ludzi i środowiska. Wobec odkrycia kopalni krzemienia pasiastego z okresu mezolitu istnieją plany otwarcia rezerwatu geologicznego.
Tyle wikipedia a teraz moja relacja.
Wyjechałem ze Stachem Z. w dniu 15.08.2008 o godz. 14.30 trasa przez Lipowe Pole, Świerczek na Kierz Niedźwiedzi - na zdjeciu pod tablicą kierunkową
Następnie na skrzyżowaniu z drogą "szydłowiecką" w Kierzu pojechalismy w prawo na Zbijów gdzie pod tablicą z granica województwa znów pozwoliłem sobie na fotkę aby upamietnic moment przekroczenia granicy......województwa.
W kolejnych relacjach będe starał sie zamieszczac trochę wiecej fotek, gdyz wreszcie zdobyłem się na nowy aparat, chociaz jak widac jakość tych zdjęc nie jest najlepsza, ale ucze się i moze następne bedą juz lepsze
W samym Zbijowie kolejne skrzyżowanie i znów fotka - tym razem Stachu pod drogowskazem z kierunkiem jazdy do samej Wierzbicy.
Po drodze minęlismy jeszcze m. Mirów ( kolejne skrzyzowanie przez które trzeba przejechać prosto )
Teraz jeszcze tylko 7km. i po minięciu Koloni Wierzbica ( piekne dacze - kurde chciałoby sie w takiej mieszkac - fotke zepsułem ale moze jeszcze zamieszczę) znaleźliśmy sie w samej Wierzbicy. Chciałoby sie pospacerowac po tej ładnej miejscowosci ale musiała wystarczyc informacja z wikipedii, gdyz zaczęło sie chmurzyc i trzeba było "spylać" w drogę powrotną.
Jeszcze tylko fotka ruin byłej cementowni i juz znaleźliśmy sie po przejechaniu ok 4km. przez Lipienice w m. Jastrząb.
Pokiwałem znajomemu na nastawni kolejowej przy przejeździe i dalej w szybkim tempie do Szydłowca.
W samym Szydłowcu mimo obawy "deszczowej" zrobilismy przerwę u znajomego, który posiada sympatyczny barek i dla zareklamowania powyzszego zgodnie z umową kolejna fotka. Pozdrawiam Cię Panie Marek.
Wspomnę jeszcze ze na miejscu mozna zorganizowac grill i inne atrakcje za naprawde przyzwoitą cenę. Jeszcze informacja ze wymieniony lokalik znajduje sie przy wyjeździe z Szydłowca w kierunku m. Majdów
gdzie po ok. 30 minutach odpoczynku i rozmowie z włascicielem, pojechalismy opisywaną wczesniej przeze mnie trasą w tym własnie kierunku.
Pierwotnie planowalismy jechac w kierunku Góry Skarbowej ale pogoda zdecydowanie sie zepsuła i juz w dosyc szybkim tempie dojechaliśmy przez las do Baraku i tutaj zaryzykowalismy jazde drogą Nr 7 ( pobocze dosyc szerokie ale mimo wszystko nie polecam ) dojechalismy do wspominanej ul. Turystycznej, przez E7 do Rycerskiej, Kopernika, Rejowską i po przejechaniu w sumie ok. 66 km. do domu. Na szczęscie udało sie zdazyc przed deszczem i musze tu sie przyznac ze mielismy troche szczęscia bo w chwili gdy wjezdzałem na swoje 9 pietro rozpadał sie taki deszcz ze pewnie nic suchego by na nas nie zostało gdyby tak jeszcze z 10 minut jechac.
I to by było na tyle. Nastepna relacja jak nic nie wypadnie będzie z maratonu na który wybieram sie ze Stachem do Gorzowa Wielkopolskiego.